Obudziłam
się z nieprzyjemnym uczuciem. No tak! Dzisiaj jest pierwszy dzień po feriach
zimowych. Niechętnie wstałam z łóżka i podążyłam z opuszczoną głową do
łazienki. Spojrzałam w lustro. Włosy sterczały mi na wszystkie strony od
nadmiaru tapirowania i lakieru. Jednak jakoś udało mi się przygnieść do głowy,
aby wyglądało to na efekt zamierzony. Udało mi się. Wzięłam szybki prysznic i
umalowałam się. Wróciłam w ręczniku do pokoju i zajrzałam do szafki z ciuchami.
Zdecydowałam
się na czarne spodnie z dziurami tylko na kolanach i szary t-shirt z logo mojej
ulubionej kapeli. Wzięłam glany i poszłam się ubrać. Po całej porannej toalecie
zeszłam na dół. Nie zdziwiło mnie, że mamy już nie ma. Po za tym ostatnio dużo
czasu spędza w pracy. Nie przeszkadzało mi to. Przyzwyczaiłam się już do
samotności. Na lodówce była przyczepiona kartka z informacją dla mnie.
„
Kochana Elizabeth!
Przepraszam,
ale nie wrócę dzisiaj na noc. Zadzwonili do mnie z pracy i powiedzieli, że
muszę zostać dłużej. Nie będę w środku nocy przedzierać się przez całe miasto,
dlatego zamelduję się w hotelu obok biura.
Po
południu wpadnie Sue posprzątać. Nie martw się ma klucz. Zrobi dla ciebie
obiad. Pamiętam jak kiedyś zajadałaś jej lazanie.
Jak
wrócę obejrzymy sobie jakiś film razem i zjemy pizze tak jak dawniej.
Kocham
cię! Renee.”
Mama
znowu zapomniała, że jestem wegetarianką od kilku lat, a lazania jest z mięsem.
Napisałam szybko do Angeli, aby się nie fatygowała. Odpisała, że pamięta i zrobi coś innego. Posiedziałam
trochę w domu i wyszłam do szkoły. Mimo, że było strasznie zimno postanowiłam
iść na piechotę. Podjazd był zasypany śniegiem, a odgarnianie go zajęłoby mi
cały dzień.
Nie
powiem. Do szkoły mam dość daleko, ale z słuchawkami w uszach mogę iść i kilka
dni bez odpoczynku. Szłam właśnie przez park, kiedy ktoś złapał mnie za ramię. Spojrzałam
zdezorientowana za siebie i serce zabiło mi mocniej. Szybko wyjęłam słuchawki z
uszu.
-
Hej! – przywitał się Jonathan. Chłopak patrzał na mnie swoimi ślicznymi zielonymi
oczami. – Do szkoły na piechotę?
-
Chciałam się przejść… - powiedziałam nieśmiało. Co go naszło na rozmowę z kimś
takim jak ja? Z dziwadłem odchodzącym od społeczeństwa? Z niedoszłą
samobójczynią?
-
Mogę się przyłączyć? – zapytał słodko.
-Jasne.
– szepnęłam. Zaśmiał się krótko i dźwięcznie. Szliśmy przez jakiś czas w
milczeniu. Jednak po kilku minutach Jonathan podjął rozmowę.
-
Podobno miałaś niedawno urodziny? – zapytał.
-
Na początku ferii… - odpowiedziałam – Skąd to wiesz?
-
Gadałem z James'em niedawno. – wyznał. No tak! Przecież John jest najlepszym
kumplem Jam'a.
-Ach
tak... – pokiwałam głową.
-
No, to wszystkiego najlepszego! – wyciągnął z kieszeni jakieś pudełko.
-
Nie dzięki. Nie lubię prezentów.
-
Proszę. – spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi oczami. Wzięłam pudełeczko z
niechęcią i zajrzałam do środka. Zaparło mi dech w piersiach. Srebra
bransoletka z dedykacją między wisiorkiem „ Stay Strong” ( Bądź Silna).
-
Nie musiałeś. – powiedziałam wyraźnie wzruszona.
-
Ale chciałem. Jest mi wstyd, za James'a, że cię tak potraktował. – czyli
targały nim wyrzuty sumienia?! Zamknęłam szybko pudełko i niemal nim rzuciłam.
-
Zostaw mnie! – powiedziałam i ruszyłam szybko przed siebie.
-
Co ja takiego powiedziałem?! – krzyknął za mną. Odwróciłam się do niego
przodem.
-
Myślisz, że udobruchasz mnie drogimi prezentami?! – W oczach stanęły mi łzy. – Ja
mu tego nigdy nie wybaczę! NIGDY! Nie potrafię żyć bez niego! Dlatego chciałam
się zabić, kiedy ze mną zerwał. – Pierwsza łza spłynęła mi po policzku. Podczas
mojej wypowiedzi zdążył pokonać dzielącą nas odległość.
-
To przez niego próbowałaś popełnić samobójstwo? – szepnął z szokiem w głosie.
-
Nie wiedziałeś?
-
Nikt nie wiedział. – poprawił mnie.
-
James tak. – zaprzeczyłam. Staliśmy tak przez jakiś czas patrząc na siebie.
-Przepraszam
– szepnął – nie miałem pojęcia. Po prostu chciałem Ci dać to na dowód, że
wierzę w ciebie, i wiem, że dasz radę wyjść na prostą. Rozumiem, czemu tak
zareagowałaś. Naprawdę nie wiedziałem, że to przez niego. Mówił, że to ty z nim
zerwałaś. – wyjaśnił.
-
Zwykła świnia. – pokręciłam głową z niedowierzaniem.
-
Przyjmij prezent. – uśmiechnął się słodko. Serce zaczęło mi bić jak szalone.
Czemu tak na niego reaguję? Bez słowa wzięłam od niego pudełeczko.
-
Dziękuję. – wyjąkałam i oblałam się cała rumieńcem.
-Lepiej
chodźmy, bo spóźnimy się do szkoły…
- Racja. – zgodziłam się i ruszyliśmy przed
siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz