-
Elizabeth!!! – Był coraz bliżej. Jednak ja znałam skrót. Wiedziałam, że zaraz
będzie wąziutka uliczka, która doprowadzi mnie praktycznie pod samą bramę
mojego domu.
- Czekaj!
– Usłyszałam za sobą. Przyspieszyłam tępa. W tej chwili dziękowałam mamie, że
jak miałam czternaście lat naciągnęła mnie na te swoje „biegi dla zdrowia”.
Dzięki nim nabrałam niezłej kondycji.
Jonathan praktycznie doganiał mnie przy samej bramie. W między czasie zdążyłam wyciągnął
klucz do furtki. Jednak kłopotem było
odnalezienie odpowiedniego klucza. Kilkoma starałam się trafić w zamek, ale
przez drżące ręce było to prawie niemożliwe. W pewnym momencie klucze wpadły mi
w zaspę śniegu. Wiedziałam, że przegrałam. Jonathan przebiegał właśnie przez
ulicę. Niemal na mnie wpadł.
- Co się stało? Myślałem… Myślałem, że nieźle się dogadujemy…
- Co się stało? Myślałem… Myślałem, że nieźle się dogadujemy…
- Nie o
to tu chodzi. – szepnęłam ledwie słyszalnie.
- Więc o
co?! Jeszcze
minutę temu chciałaś, żeby mój język znalazł się w twoich ustach, a teraz
chcesz przede mną uciec!
– wiedziałam, że zaraz się rozkleję.
Nogi
ugięły mi się w kolanach. Upadłam na śnieg. Oparłam czoło o kolana i
praktycznie jak dziecko zaczęłam ryczeć.
- Co się
stało?! - chłopak upadł na kolana i przytulił mnie do siebie. – Elee… – szepnął
mi we włosy - Co się stało? Zrobiłem coś nie tak…? – pokręciłam głową.
- Więc o
co chodzi? – słyszałam jak szybko bije mu serce.
- Ja.. Ja
się … boję… Że… Że to się… powtórzy. – wyjąkałam.
- Co się
powtórzy? – zaczął głaskać mnie po plecach, abym się uspokoiła.
- Że
przez moją inność mnie zostawisz… Tak… Tak jak on. – Kiedy wyjawiłam to na głoś
jeszcze bardziej się popłakałam. Gdy tylko łzy wypłynęły mi z oczu na policzki
na ich miejsca pojawiały się nowe.
- Myślisz,
że jestem taki jak James? – Znowu pokręciłam głową.
- Więc
czemu uważasz, że cię zostawię?
- Nie…
Nie wiem. – pociągnęłam nosem. – Po… Po prostu się… Bo…oje. – zmusił mnie, abym
spojrzała mu w oczy. Przez łzy było to trudniejsze niż zazwyczaj.
-
Słuchaj. – zaczął – Wiem, że James cię skrzywdził. Kretyn nie doceniał cię, ale
ja jestem inny. Ja cię nigdy nie skrzywdzę. Kocham cię! Słyszysz dziewczyno?!
Kocham! Zakochałem się w tobie jak jeszcze byłaś z Jam' em. Kocham w tobie
wszystko! Twoje włosy, twój charakter, twoje oczy, usta, twój śmiech! Wszystko!
- Ko…
Kochasz mnie? – wybełkotałam.
- Jak
cholera. – szepnął. Cmoknęłam go w usta i przytuliłam się do niego. Powoli się
uspokajałam.
- Ty jesteś inny. – szepnęłam ochryple. Gdy
byłam pewna, że łza, która spłynęła mi po policzku jest ostatnią wstałam
ciągnąc ze sobą Jonathan.
- Teraz
mi wierzysz? – odgarnął mi kosmyk włosów za ucho. Pokiwałam głową.
- Masz
może ochotę wejść? – zaproponowałam.
- Z
chęcią. – uśmiechnął się.
Wyjął z
zaspy klucze i od razu zgadł który pasuje do zamka w furtce. Puścił mnie
przodem. Zatrzasnął drzwiczki, objął mnie w pasie i ruszyliśmy w stronę domu.