BLOGGER TEMPLATES AND TWITTER BACKGROUNDS

piątek, 27 września 2013

16. Ludzie się nie zmieniają

Wichura ucichła, ale śnieg wciąż padał. Tyły szkoły stały się zupełnie białe. Zauważyłam James'a opierającego się o murek. Palił papierosa. Typowe dla niego. Niepewnie podeszłam.
- Hej.- Szepnęłam.
- Siema.- Odpowiedział, bez najmniejszego cienia uczucia.- Po co chciałaś się spotkać?- Zaciągnął się.
Sięgnęłam do torby po moje fajki. To on nauczył mnie palić. To przez niego mam większe szanse na raka płuc, ale mam to gdzieś.
Podpaliłam czubek papierosa i zaciągnęłam się.
- Czemu?
- Co, czemu?- Zapytał.
- Czemu mnie rzuciłeś.- Szepnęłam cicho.
- Tak wyszło.
Nie patrzałam w jego stronę. Zbyt bolało.
- Nie kłam.
- Nie kłamię. Po prostu tak wyszło.
- To tak jakbym ja powiedziała, że tak po prostu chciałam się zabić.- Mój głos był wypełniony emocjami.
- Nikt ci nie kazał tego robić.
- Tak wyszło.- Zacytowałam go.
- Ta rozmowa nie ma sensu.- Wstał na proste nogi i chciał ruszyć w stronę szkoły.
- Zostań.- Poprosiłam.- Nie sądzisz, że musimy sobie kilka rzeczy wytłumaczyć. Na pewno nie tylko ja mam pytania.
Zatrzymał się i powoli obrócił w moją stronę.
Powrócił na swoje poprzednie miejsce.
- Dlaczego się rozstaliśmy?- Ponowiłam pytanie.
James wziął głęboki wdech.
- Myślałem, że tak będzie lepiej.
- Dla kogo?- Zdziwiłam się.
- Dla ciebie.- Zaciągnął się papierosem.
- Przecież cię kochałam.- W oczach stanęły mi łzy.- Kocham...- Szepnęłam najciszej jak umiałam.
- Naprawdę?- Zdziwił się.
Nieśmiało pokiwałam głową.
- Myślałem, że to co było między nami po prostu... wygasło. Że jesteśmy ze sobą na siłę. Nie chciałem, abyś dusiła się w związku w którym nie chcesz być. Rzadziej się spotykaliśmy, mniej rozmawialiśmy, w ogóle się nie dotykaliśmy tylko szliśmy obok siebie.
- To ten powód? A nie zdziwił się fakt, że chciałam... To co się stało przed świętami?- Nie mogłam mu powiedzieć, że to przez niego chciałam się zabić. Że to przez nasze zerwanie nie widziałam sensu życia.
- Kiedy zerwaliśmy, życzyłaś mi szczęścia z Angeliną, a później po prostu... Zniknęłaś. Myślałem, że w ogóle ucięłaś ze mną kontakt, bo zaczęłaś nowe życie. No wiesz, nowy chłopak, nowi znajomi...
- Chciałam się zabić, a lekarze planowali wsadzić mnie do psychiatryka.- Weszłam mu w słowo. Jednak od razy pożałowałam, tego, że wypowiedziałam, to zdanie na głos. Przy Jam'ie.
- Kilka dni, albo tygodni po naszym rozstaniu usłyszałem plotki. Nie chciałem w nie wierzyć. Ale wolałem się upewnić. Zadzwoniłem do twojej mamy i zapyta...
- CO?- Byłam w szoku. Zadzwonił?! Do Renee?!
- Co, co??- Spojrzał na mnie spłoszony.
- Zadzwoniłeś do mojej mamy?!
- Tak. Nie przekazała ci?- Pokręciłam przecząco głową.- Zadzwoniłem i zapytałem się, czy to prawda. A ona na to, abym nie dzwonił, ani do ciebie, ani do niej. Abym wycofał się z twojego życia na zawsze. I kilka innych słów ocenzurowanych.
Tego się nie spodziewałam. Mama nigdy mi nie mówiła, że James do mnie dzwonił.
- Jednak dalej nie wierzyłem Myślałem, że twoja mama zachowała się tak, bo myślała, że cię skrzywdziłem, ale przecież to nieprawda. Chciałaś tego, prawda? Chciałaś rozstania?
Czułam, że na mnie patrzy, ale bałam się spojrzeć u w oczy. Uparcie patrzałam przed siebie kończąc papierosa. Gdy go wypaliłam peta rzuciłam w zaspę i odważyłam się spojrzeć na Jamesa. I chyba w moim wzroku odnalazł odpowiedzi na wszystkie pytania.
- Nie!- Wstał gwałtownie- Nie! Nie! Nie! To nie prawda?! Chciałaś się zabić?!
 Odwróciłam wzrok. Bałam się cokolwiek powiedzieć. Bałam się, że jak zabiorę głos rozkleję się przed moim byłym.
- Chciałaś...- Odpowiedział sam sobie załamany.
I wtedy zrozumiał. Zrozumiał wszystko. Odnalazł ostatni klocek całej tej popieprzonej układanki. Uklęknął przede mną i poczekał aż na niego spojrzę.
- Przeze mnie?- Szepnął patrząc mi w oczy.
Nic nie powiedziałam.
- Elizabeth? Czy chciałaś popełnić samobójstwo przeze mnie? Przez nasze rozstanie?- Złapał mnie za dłonie, swoimi rękoma.
I wtedy naruszył moją skorupę.
Tego było za wiele na raz. Skorupa pękła i wszystkie moje emocje wyleciały na wierzch.
Zaczęłam płakać, a łzy spływały mi jedna po drugiej.
- Nie chciałam tego... Nie... Nie myślałam... Ty zerwałeś... A ja... A ja nie wiedziałam co zrobi-ić...- Zaczęłam szlochać.
James przyłożył dłonie do buzi. Nie spodziewał się, że taka będzie prawda.
- Nie chciałam ci tego mówić, bo... nie potrafi...łam przewidzieć twojej... reakcji. Ja nie chciałam ...
Rozpłakałam się na dobre. Nigdy nie chciałam, aby James dowiedział się prawdy. Wolałam, kiedy żył w kłamstwie. Bo wtedy mógł żyć normalnie. Bez poczucia winy. Beze mnie.
Siedzieliśmy w ciszy. On starał się uwierzyć, a ja chciałam przestać płakać. Na daremno. Kiedy powiedziałam mu prawdę, wszystkie emocje, które dotychczas tłumiłam w sobie wyszły na wierzch, a ja nie potrafiłam zatamować ich napływu.
-Elizabeth...- James chciał złapać mnie za rękę, ale nie pozwoliłam mu. Cofnęłam swoje dłonie.
- Nie czuj poczucia winy.- Uśmiechnęłam się żałośnie- Teraz tego żałuję. Nie przemyślałam tego, dałam się ponieść emocjom... Ale jesteśmy kwita. Chodzę z Jonathanem. Zabrałam ci przyjaciela...
- Elee. my nigdy nie będziemy kwita- Wszedł mi w słowo- Chciałaś się zabić przez nasze rozstanie. Przeze mnie. Ja nie miałem pojęcia.
- Oczywiście, że nie miałeś. Nikomu nie powiedziałam oficjalnej wersji. Każdy wie, co się stało, ale nikt nie wie dlaczego, Nawet Renee nie powiedziałam, ani mojej psycholog.
- Myślałem, że to tylko plotka. Od dawna byłaś na językach w szkole i pomyślałem, że to kolejna plotka. Myślałem, że o mnie zapomniałaś i zaczęłaś żyć dalej. Jednak, kiedy zobaczyłem cię z John'em. Nie wytrzymałem. Kiedy zrozumiałem, że inny teraz ma to szczęście i cię ma coś... Coś we mnie pękło. Nie umiem tego wytłumaczyć... zazdrość, smutek, poczucie utraty, złość. Wszystkie negatywne uczucia gotowały się we mnie. Zrobiłem wam wiele świństw.
- A ten list?- Zapytałam nieśmiało.
- Jaki list?
- "Zrobię z waszego życia piekło"- zacytowałam go.
- Ahh. Ten list. Dałem się ponieść emocjom. Ale czy zrobiłem wam piekło?- Zaśmiał się, co było nie na miejscu- Odczepiłem się od was. Dałem wam wolną rękę.
I wtedy coś sobie przypomniałam. Fakt, dał nam spokój, ale zaraz po tym jak...
- Zaraz po tym jak mnie pobiłeś.- Wypomniałam mu.
- Nie chciałem.
- Gdybyś nie chciał, nie podniósł byś na mnie ręki.
- Wtedy nie wiedziałem prawdy.
Zabolało.
- Czyli gdybyś znał prawdę zostawiłbyś mnie w spokoju?- Zapytałam oschle. Teraz w oczach miałam łzy złości.
- Pewnie tak.
- Nie pobiłbyś mnie z litości?! Serio?!
- Elee, to nie tak.
- A jak, kurwa?
- Gdybym znał prawdę pozwoliłbym ci się na mnie wyżyć ile wlezie.- Chciał się obronić.
 - Kłamiesz.
- Nie.
- Kłamiesz. Wiem, kiedy kłamiesz. Dość długo ze sobą byliśmy, abym poznała, kiedy kłamiesz, a kiedy nie.- Wyznałam mu.
- To nie tak.- Powtórzył.
Już nie wiedziałam w co wierzyć. Czy James mówił prawdę? Czy naprawdę, gdyby znał prawdę nie broniłby się? A może po prostu grał? Już nie raz mnie okłamywał.
- Chyba skończyliśmy.- Wstałam i ruszyłam w stronę szkoły.
- Elee, zaczekaj!
- Nie!- Wytarłam łzy.
- Proszę. Zmieniłem się!
Stanęłam w miejscu.
- Ludzie się nie zmieniają.
- Nie bądź żałosna.
O nie...
- Przeholowałeś! Myślisz, że łatwo mi było poprosić cię o tę rozmowę? Odezwać się do ciebie?! Do chłopaka, który był moją pierwszą miłością?! Do chłopaka, który mnie rzucił dla innej! To nie ja jestem tu żałosna.
- Nie pamiętasz co nas łączyło? To może powrócić. Mówiłaś, że mnie kochasz.- Znowu grał.
- Kocham. Ale tamto, co było nie powróci. Kochałam cię i zawsze będę cię kochać. Jesteś moją pierwszą miłością. Ale już ci nie ufam. Nie ufam, ani nie wierzę. I nie wierzę, że się zmieniłeś. Teraz już za późno. Zrobiłeś mi wiele świństw. Mi i Jonathanowi. Przez wyrzuty sumienia chcesz odbudować nasz związek i mnie w końcu przelecieć? Na to już za późno.
- Co masz na myśli?- Spytał zaskoczony.
Zaśmiałam się krótko i gorzko.
- Pieprznęłam twojego kumpla!
Stanął zszokowany.
Po policzkach pociekły mi łzy. Zrozumiałam, że nie powinnam tego mówić. To był o krok za daleko.
- Jesteśmy kwita.- Obróciłam się na pięcie i uciekłam do szkoły, zostawiając James'a samego sobie.

poniedziałek, 9 września 2013

15. Niespodzianka

Rano myślałam, że umrę.
Przez całą noc myślałam o Jamsie. Czy dobrze zrobiłam związując się z jego najlepszym przyjacielem? W końcu byli nierozłączni. A przeze mnie nie utrzymują żadnych kontaktów. Każdy przeze mnie cierpi.
- Elee? Wstałaś?- Mama weszła do mnie do pokoju.
- Renee, muszę iść do szkoły?- Szepnęłam.
- Tak, jeżeli chcesz dobrze ukończyć szkołę. I tak już masz dużo nieobecności.
Jej stały tekst...
- A co się stało, że nie chcesz iść?- Usiadła na rogu łóżka.
- Uczucia...- Szepnęłam zażenowana.
- Znowu?- Spojrzała na mnie rodzicielskim wzrokiem.
- Takie czasy...- Jęknęłam.
- Dobra, - Jęknęła- możesz nie iść na pierwsze trzy lekcje, ale później szotujesz do szkoły.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Dzięki.
- Oj, co ja się nią mam.- Usłyszałam, kiedy mama zamykała drzwi.
 Położyłam się na plecach.
Nawet nie wiem, kiedy przysnęłam.
Nie pamiętam co mi się śniło, ale, gdy się obudziłam byłam cała zalana potem.
Wstałam i poszłam wciąć szybki prysznic. Umyłam głowę i zrobiłam koka.
Wróciłam do pokoju obrałam to co miałam pod ręką,
i zeszłam na dół. Spojrzałam w lustro.
- Blee.- Jęknęłam.
Wzięłam czarną czapkę i założyłam. Pozwoliłam, aby kilka czerwonych kosmyków wystawało mi spod okrycia. Nie patrząc na zegarek wyszłam z domu biorąc po drodze torbę.
Weszłam do samochodu i włączyłam radio. Śnieg padał jak szalony. Wycieraczki nie nadążały wycierać szyb. Jechałam pomału nerwowo stukając paznokciami w kierownicę.
W końcu dojechałam pod szkołę. Spojrzałam na zegarek.
10,12.
Wyjęłam plan.
- Biologia.- Szepnęłam.
Wyłączyłam silnik i wysiadłam szybko z samochodu.
ZIMNO JAK CHOLERA!
Szybko zaczęłam biec w stronę szkoły okrywając się szalikiem.
- Cholera!!- Poślizgnęłam się na zamarzniętej kałuży i całym prawym bokiem wpadłam w zaspę.
Niesfornie wstałam i weszłam do szkoły. Podeszłam do automatu z gorącymi napojami.
Wrzuciłam monety i wcisnęłam "Biała Kawa", a później milion razy przycisk "Dodatkowy Cukier"
Gdy napój nalewał się do kubeczka przetrzepałam się trochę ze śniegu.
Wzięłam plastikowe naczynie i poszłam przed siebie zostawiając z tyłu wielką kałużę wody.
Stukając butami poszłam na sam koniec budynku.
Weszłam do klasy przerywając nauczycielowi w tłumaczeniu... Fotosyntezy?
- Przepraszam za spóźnienie?- Powiedział surowym tonem. Jak się podpadnie panu Gryes'owi ma się przekichane przez całe życie. Jednak ja już mu nie raz podpadłam. Gorzej nie będzie.
- No właśnie.- Odparłam.
- A wyjaśni nam pani swoje spóźnienie?
- Bałwan mnie zaatakował...- Pokazałam całą morką prawą część mojego ciała
Gryes spojrzał na mnie surowo.
- Źle się rano czułam, ale specjalnie dla pana przyjechałam.- Mruknęłam okiem. Ruszyłam w kierunku ławki śmiejąc się po cichu.
Moja ławka była... pusta.
Gdzie Jonathan?
Wyjęłam telefon i napisałam do niego:
"Gdzie jesteś??"
Nie musiałam długo czekać, abym dostała odpowiedź.
"Dyrektor..."
"Gdzie?!"
"Sekretariat."
Gwałtownie wstałam w krzesła i ruszyłam w stronę drzwi.
- A co panienka wyprawia?- Krzyknął oburzony nauczyciel.
- Runda druga z bałwanem.- Mruknęłam i wyszłam z klasy. Poszłam szybko pod sekretariat. Na szczęście u nas w szkole sekretariat ma przezroczyste szyby, więc od razu zauważyłam dyrektora, Jonathana, ale i... James'a.
Dyrektor machnął na nich ręką, aby wyszli. Odwrócili się do mnie przodem i zrozumiałam... Pobili się. Serce podeszło mi do gardła.
John wyszedł jako pierwszy.
- Zaraz wracam. Idę się przemyć.- Przetarł sobie brew. Nowa krew zajęła tą wytartą.
- Do pielęgniarki, a nie do łazienki!- Krzyknął dyrektor.- A ty Christians, nie masz lekcji?- Spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Zaspałam.- Skłamałam.
- Oczywiście. Nie pozabijajcie się.- Ruszył w kierunku swojego gabinetu.
Jonathan poszedł do pielęgniarki. I zostałam sama z Jamesem na holu. 
Uśmiechnęłam się do niego lekko, leciutko.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Pogadamy?- Szepnęłam. 
Pierwszy raz od 4 miesięcy spojrzałam mu w oczy. W te piękne brązowe oczy...
Odwróciłam szybko wzrok. Zabolało.
- Ze mną?- Był zszokowany.
Pokiwałam głową.
- Przerwa na lunch, palarnia, bez Jonathana.- Minął mnie i poprawił swoje włosy.
Poczułam jego zapach. Ten piękny zapach, jak powietrze zaraz po wielkim deszczu.
- Do zobaczenia.- Szepnęłam już sama do siebie. Zostałam sama na holu... James zniknął.