BLOGGER TEMPLATES AND TWITTER BACKGROUNDS

sobota, 9 listopada 2013

18. Tylko nie to...

Z całą siatką alkoholu i kilkoma paczkami papierosów szłam w kierunku baru. Nie byle jakiego. W tym barze przesiedziałam z James'em z połowę czasu naszego związku. To było nasze miejsce. Nie zaglądałam tam od mojej... od naszego rozstania. Mieliśmy tam nawet swój własny stolik, którego pilnował barman, aby nikt tam nie siadał. Kruchy był jakby trzecim członkiem tego związku. Wiedział o wszystkim. Nawet wiedział ile razy się pocałowaliśmy danego dnia.
Pchnęłam mocno drzwi i poczułam ten zapach. Tęskniłam za nim. Whisky, truskawki i czekolada. Podeszłam do baru.
- W czym mogę pomóc?- Zapytał barman.
- Jest Kruchy?
mężczyzna spojrzał na mnie. Jego oczy rozbłysły.
- Elee?
Uśmiechnęłam się lekko.
- Co ty tu robisz? - Widocznie był zszokowany, że po rozstaniu z Jamem jeszcze kiedykolwiek tu zajrzę.
- Mam doła...- Wyjaśniłam krótko.
- Ahh. Rozumiem. Kruchy jest u siebie. Trzymaj się - Mrugnął do mnie. Weszłam schodami na piętro.
Stanęłam przy barze. Kruchy stał tyłem.
- Ale masz bicepsy - Zauważyłam zszokowana.
Mężczyzna odwrócił się zdziwiony. Zauważył mnie.
- Elee!- Obszedł barek i przytulił mnie mocno.
- Cześć Kruchy- pocałowałam go w policzek.- Przechowasz to dla mnie?- Uniosłam sietkę wyżej.
Od razu zrozumiem. Rozumiał wszystko.
- Jasne.- Uśmiechnął się. Wyjął Jim Beam'a i zaczął rozglądać się za szklanką.
- Nie kłopocz się. Wyjęłam z torby paczkę fajek i podałam ją przyjacielowi.
- Reguluj braki.
- Jasne.- Cmoknął mnie w policzek i wrócił do pracy.
Ja poszłam do NASZEGO stolika. Bar był zaskakująco pusty. Zapaliłam pierwszego papierosa i otworzyłam whiskey.
***
Naokoło mnie było już kilka butelek po alkoholu, a w klubie pojawiło się wiele ludzi.
Podszedł do mnie Kruchy.
- Słonko zbieraj się.- mruknął, kiedy postawił przede mną butelkę różowego wina.
- Co?- Zdziwiłam się.
Wskazał w stronę baru.
- James.- Szepnęłam. Uśmiechnęłam się blado- Dzięki.- Podniosłam butelkę wina.
W końcu do tego doszło. Jam mnie zauważył. Podszedł i bez słowa usiadł obok mnie jak dawniej. Sam poczęstował się papierosem i gdy odstawiłam butelkę wina sam wziął kilka łyków.
- Co ty tu robisz?- Zapytał w końcu.
Zaciągnęłam się papierosem- Puszczam się.- Mruknęłam.- Jeżeli jesteś chętny to do kolejki.
James spojrzał w moje pijane oczy.
- Tęsknie za tobą.- Szepnął.
Wzięłam kilka łyków wina.
- Ja też.
***
Obudziły mnie promienie słoneczne.
- Gdzie ja jestem?- szepnęłam skacowana. Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Byłam w pokoju hotelowym. Nie był zbyt luksusowy, ale przytulny. Leżałam na łóżku. Spojrzałam leniwie w bok.
- Kurwa!- pisnęłam cicho.
Obok mnie leżał James. Bez koszulki i chyba... bez niczego. Spojrzałam pod kołdrę.
BYŁAM NAGA!
- O nie. Nie, nie, nie nie, nie!!!- Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona jednak na tyle cicho i delikatnie, aby nie obudzić Jam'a.  Ubrałam się w mgnieniu oka.
- Gdzie moja torebka?!- Pisnęłam. Przypomniało  mi się, że dałam ją Kruchemu na przechowanie. Szybko wyszłam z pokoju.
Nic nie pamiętam w zeszłej nocy. Co się stało? Jak tu trafiłam?! Jedyne co pamiętam to, to, że James przyszedł do baru.
Wyszłam z hotelu. Kojarzyłam okolice. Kilka przecznic od baru. Ruszyłam w jego kierunku.
Kac był masakryczny. Zachwiałam się kilka razy, ale tylko raz się przewróciłam.
Niemal wbiegłam do baru. Pobiegłam na piętro.
- Kruchy!- Krzyknęłam.
- No siema gołąbeczku.- Zaśmiał się.-  A gdzie twój serniczek?
- Co?- Zdziwiłam się.- O czym ty mówisz??
- Tak wczoraj mówiłaś na James'a.
- Co się wczoraj działo?- Spytałam przerażona.
- Wyglądało jakbyście do siebie wrócili. Odrywałaś usta od Jam'a tylko po to, aby się napić. Wyglądaliście jakby te kilka miesięcy nie miało miejsca. Wszystko było jak dawniej.
Usiadłam na krześle. Całowałam się z James'em. Z moim byłym. A co najgorsza chyba się z nim przespałam.
- Jest moja torba?- Zapytał oschle.
Bez słowa mi ją podał. Wybiegłam w baru. Musiałam się upewnić, czy uprawiałam seks z James'em.
Błagam na wszystko, aby się jeszcze nie obudził. Ale z tego co pamiętam to na kacu zawsze długo spał.
Stanęłam przed pokojem i przyłożyłam ucho do drzwi. Cisza.
Delikatnie otworzyłam drzwi.
Odetchnęłam z ulgą. Spał jak zabity. Podeszłam do łóżka z jego strony.
Zużyta prezerwatywa.
- Cholera.- Uprawiałam seks z James'em.  Kopnęłam gumkę pod łóżko wraz z opakowaniem, aby jej nie zauważył. Sięgnęłam po jego telefon. Było kilka zdjęć z poprzedniej nocy. Usunęłam wszystkie.
Kiedy wyszłam z hotelu wsiadłam w pierwszą lepszą taksówkę zalana łzami.

Co ja narobiłam???





Dziękuję za 1000 odwiedzin. Mam nadzieję na jeszcze jedne tyle w najbliższym czasie

czwartek, 17 października 2013

17. Cóż...

Niemal wbiegłam do szkoły. Miałam jeszcze kilka minut, więc poszłam do stołówki. 
Jonathan już tam był, był i świetnie się bawił. Rozmawiał, śmiał się, żył pełnią życia- pełnią taką jaka może być w szkole. Seth mnie zauważył i pomachał energicznie. Odmachałam mu lekko. John odwrócił się i się do mnie uśmiechnął. Pomachał ręką, abym do niego podeszła. Niepewnie ruszyłam przed siebie.  Bez słowa usiadłam na moim miejscu.
- Hej.- Jonathan pocałował mnie w policzek.
- Cześć.- Szepnęłam.
Przybliżył swoją twarz do mojej i mocno wciągnął powietrze.
- Paliłaś.- To nie było pytanie.
Cholera. Zapomniałam się popsikać perfumami i wciąć gumę, albo chociaż miętówkę. 
- Musiałam. Kiepski dzień...- Skłamałam. Chociaż... W sumie to prawda.
- Wiesz, że nie lubię, kiedy palisz- Przypomniał mi.
- Wiem.- Powiedziałam lekko zirytowana. 
- To czemu to robisz?
- Bo muszę. - To chyba oczywiste
- Niczego nie musisz.- Zauważył.
- Muszę. Jestem uzależniona od fajek. Przykro mi.
- O co chodzi?
W tym momencie na stołówkę wpadł wkurzony James. Nie. Wkurzony to za mało. Kipiał złością.
- A tego co znowu ugryzło?- Zdziwił się Daniel.
Odwróciłam szybko wzrok i spięłam wszystkie mięśnie. Nie uszło to uwadze Johna
- Elee? Co mu zrobiłaś?- Zapytał z powagą Jonathan.
- Skąd wiesz, że ja mu coś zrobiłam?- Spojrzał na mnie jakbym zapytała, czy seks prowadzi do ciąży.
- Yyy... Możliwe, że... Że dowiedział się czegoś, co... Co mu się nie do końca... Spodobało.
- A dokładnie?
Wzięłam go za rękę i wyprowadziłam ze stołówki. Wyszliśmy za dwór.
- A dokładnie?- Powtórzył pytanie.
- Całkiem prawdopodobne, że dowiedział się o dość... prywatnej wiadomości.
Jonathan patrzał na mnie jak głupi. Nie rozumiał aluzji. Świetnie, mam przerąbane.
Wzięłam głęboki wdech.
- Powiedziałam mu, że uprawialiśmy seks.- Wypaliłam.
Spojrzał na mnie zszokowany.
- Powiedziałaś swojemu byłemu, który nas prześladuje, że odbyliśmy stosunek?- Każde słowo wypowiedział bardzo wolno i wyraźnie.
- Tak.- To była najbardziej upokarzająca odpowiedź jaką kiedykolwiek udzieliłam.
Jonathan stanął bokiem do mnie i schował twarz w dłoniach.
- Nie, nie, nie... To sen, kiepski i głupi sen. Zaraz się obudzę. Zaraz...
- Przepraszam, nie myślałam. Poniosłam się emocjom.- Złapałam jego dłoń. Wyplątał się z mojego uścisku.
- No właśnie, Elee. Nie myślałaś. Nigdy nie myślisz. Zawsze dajesz się ponieść emocjom. A później ktoś musi po tobie sprzątać.
Prawda boli...
- Przepraszam...- Powtórzyłam żałośnie.
- Przepraszać, to ty sobie możesz...- Odgarnął sobie włosy z czoła. - Muszę pobyć sam.
Zszedł po schodach. Poszłam za nim.
- Jonathan, proszę...
- Nie.- Powiedział stanowczo i podszedł do swojego samochodu.
Nie patrząc na mnie odjechał.
Stałam przed szkołą tak długo dopóki nie zadzwonił dzwonek. Zrezygnowana poszłam w kierunku klasy od historii. Nie chciałam sobie narobić zbyt wiele nieobecności. Chciałam zdać.
Jednak już wiedziałam, co zrobię po szkole. Kierunek? Pierwszy lepszy monopolowy.

piątek, 27 września 2013

16. Ludzie się nie zmieniają

Wichura ucichła, ale śnieg wciąż padał. Tyły szkoły stały się zupełnie białe. Zauważyłam James'a opierającego się o murek. Palił papierosa. Typowe dla niego. Niepewnie podeszłam.
- Hej.- Szepnęłam.
- Siema.- Odpowiedział, bez najmniejszego cienia uczucia.- Po co chciałaś się spotkać?- Zaciągnął się.
Sięgnęłam do torby po moje fajki. To on nauczył mnie palić. To przez niego mam większe szanse na raka płuc, ale mam to gdzieś.
Podpaliłam czubek papierosa i zaciągnęłam się.
- Czemu?
- Co, czemu?- Zapytał.
- Czemu mnie rzuciłeś.- Szepnęłam cicho.
- Tak wyszło.
Nie patrzałam w jego stronę. Zbyt bolało.
- Nie kłam.
- Nie kłamię. Po prostu tak wyszło.
- To tak jakbym ja powiedziała, że tak po prostu chciałam się zabić.- Mój głos był wypełniony emocjami.
- Nikt ci nie kazał tego robić.
- Tak wyszło.- Zacytowałam go.
- Ta rozmowa nie ma sensu.- Wstał na proste nogi i chciał ruszyć w stronę szkoły.
- Zostań.- Poprosiłam.- Nie sądzisz, że musimy sobie kilka rzeczy wytłumaczyć. Na pewno nie tylko ja mam pytania.
Zatrzymał się i powoli obrócił w moją stronę.
Powrócił na swoje poprzednie miejsce.
- Dlaczego się rozstaliśmy?- Ponowiłam pytanie.
James wziął głęboki wdech.
- Myślałem, że tak będzie lepiej.
- Dla kogo?- Zdziwiłam się.
- Dla ciebie.- Zaciągnął się papierosem.
- Przecież cię kochałam.- W oczach stanęły mi łzy.- Kocham...- Szepnęłam najciszej jak umiałam.
- Naprawdę?- Zdziwił się.
Nieśmiało pokiwałam głową.
- Myślałem, że to co było między nami po prostu... wygasło. Że jesteśmy ze sobą na siłę. Nie chciałem, abyś dusiła się w związku w którym nie chcesz być. Rzadziej się spotykaliśmy, mniej rozmawialiśmy, w ogóle się nie dotykaliśmy tylko szliśmy obok siebie.
- To ten powód? A nie zdziwił się fakt, że chciałam... To co się stało przed świętami?- Nie mogłam mu powiedzieć, że to przez niego chciałam się zabić. Że to przez nasze zerwanie nie widziałam sensu życia.
- Kiedy zerwaliśmy, życzyłaś mi szczęścia z Angeliną, a później po prostu... Zniknęłaś. Myślałem, że w ogóle ucięłaś ze mną kontakt, bo zaczęłaś nowe życie. No wiesz, nowy chłopak, nowi znajomi...
- Chciałam się zabić, a lekarze planowali wsadzić mnie do psychiatryka.- Weszłam mu w słowo. Jednak od razy pożałowałam, tego, że wypowiedziałam, to zdanie na głos. Przy Jam'ie.
- Kilka dni, albo tygodni po naszym rozstaniu usłyszałem plotki. Nie chciałem w nie wierzyć. Ale wolałem się upewnić. Zadzwoniłem do twojej mamy i zapyta...
- CO?- Byłam w szoku. Zadzwonił?! Do Renee?!
- Co, co??- Spojrzał na mnie spłoszony.
- Zadzwoniłeś do mojej mamy?!
- Tak. Nie przekazała ci?- Pokręciłam przecząco głową.- Zadzwoniłem i zapytałem się, czy to prawda. A ona na to, abym nie dzwonił, ani do ciebie, ani do niej. Abym wycofał się z twojego życia na zawsze. I kilka innych słów ocenzurowanych.
Tego się nie spodziewałam. Mama nigdy mi nie mówiła, że James do mnie dzwonił.
- Jednak dalej nie wierzyłem Myślałem, że twoja mama zachowała się tak, bo myślała, że cię skrzywdziłem, ale przecież to nieprawda. Chciałaś tego, prawda? Chciałaś rozstania?
Czułam, że na mnie patrzy, ale bałam się spojrzeć u w oczy. Uparcie patrzałam przed siebie kończąc papierosa. Gdy go wypaliłam peta rzuciłam w zaspę i odważyłam się spojrzeć na Jamesa. I chyba w moim wzroku odnalazł odpowiedzi na wszystkie pytania.
- Nie!- Wstał gwałtownie- Nie! Nie! Nie! To nie prawda?! Chciałaś się zabić?!
 Odwróciłam wzrok. Bałam się cokolwiek powiedzieć. Bałam się, że jak zabiorę głos rozkleję się przed moim byłym.
- Chciałaś...- Odpowiedział sam sobie załamany.
I wtedy zrozumiał. Zrozumiał wszystko. Odnalazł ostatni klocek całej tej popieprzonej układanki. Uklęknął przede mną i poczekał aż na niego spojrzę.
- Przeze mnie?- Szepnął patrząc mi w oczy.
Nic nie powiedziałam.
- Elizabeth? Czy chciałaś popełnić samobójstwo przeze mnie? Przez nasze rozstanie?- Złapał mnie za dłonie, swoimi rękoma.
I wtedy naruszył moją skorupę.
Tego było za wiele na raz. Skorupa pękła i wszystkie moje emocje wyleciały na wierzch.
Zaczęłam płakać, a łzy spływały mi jedna po drugiej.
- Nie chciałam tego... Nie... Nie myślałam... Ty zerwałeś... A ja... A ja nie wiedziałam co zrobi-ić...- Zaczęłam szlochać.
James przyłożył dłonie do buzi. Nie spodziewał się, że taka będzie prawda.
- Nie chciałam ci tego mówić, bo... nie potrafi...łam przewidzieć twojej... reakcji. Ja nie chciałam ...
Rozpłakałam się na dobre. Nigdy nie chciałam, aby James dowiedział się prawdy. Wolałam, kiedy żył w kłamstwie. Bo wtedy mógł żyć normalnie. Bez poczucia winy. Beze mnie.
Siedzieliśmy w ciszy. On starał się uwierzyć, a ja chciałam przestać płakać. Na daremno. Kiedy powiedziałam mu prawdę, wszystkie emocje, które dotychczas tłumiłam w sobie wyszły na wierzch, a ja nie potrafiłam zatamować ich napływu.
-Elizabeth...- James chciał złapać mnie za rękę, ale nie pozwoliłam mu. Cofnęłam swoje dłonie.
- Nie czuj poczucia winy.- Uśmiechnęłam się żałośnie- Teraz tego żałuję. Nie przemyślałam tego, dałam się ponieść emocjom... Ale jesteśmy kwita. Chodzę z Jonathanem. Zabrałam ci przyjaciela...
- Elee. my nigdy nie będziemy kwita- Wszedł mi w słowo- Chciałaś się zabić przez nasze rozstanie. Przeze mnie. Ja nie miałem pojęcia.
- Oczywiście, że nie miałeś. Nikomu nie powiedziałam oficjalnej wersji. Każdy wie, co się stało, ale nikt nie wie dlaczego, Nawet Renee nie powiedziałam, ani mojej psycholog.
- Myślałem, że to tylko plotka. Od dawna byłaś na językach w szkole i pomyślałem, że to kolejna plotka. Myślałem, że o mnie zapomniałaś i zaczęłaś żyć dalej. Jednak, kiedy zobaczyłem cię z John'em. Nie wytrzymałem. Kiedy zrozumiałem, że inny teraz ma to szczęście i cię ma coś... Coś we mnie pękło. Nie umiem tego wytłumaczyć... zazdrość, smutek, poczucie utraty, złość. Wszystkie negatywne uczucia gotowały się we mnie. Zrobiłem wam wiele świństw.
- A ten list?- Zapytałam nieśmiało.
- Jaki list?
- "Zrobię z waszego życia piekło"- zacytowałam go.
- Ahh. Ten list. Dałem się ponieść emocjom. Ale czy zrobiłem wam piekło?- Zaśmiał się, co było nie na miejscu- Odczepiłem się od was. Dałem wam wolną rękę.
I wtedy coś sobie przypomniałam. Fakt, dał nam spokój, ale zaraz po tym jak...
- Zaraz po tym jak mnie pobiłeś.- Wypomniałam mu.
- Nie chciałem.
- Gdybyś nie chciał, nie podniósł byś na mnie ręki.
- Wtedy nie wiedziałem prawdy.
Zabolało.
- Czyli gdybyś znał prawdę zostawiłbyś mnie w spokoju?- Zapytałam oschle. Teraz w oczach miałam łzy złości.
- Pewnie tak.
- Nie pobiłbyś mnie z litości?! Serio?!
- Elee, to nie tak.
- A jak, kurwa?
- Gdybym znał prawdę pozwoliłbym ci się na mnie wyżyć ile wlezie.- Chciał się obronić.
 - Kłamiesz.
- Nie.
- Kłamiesz. Wiem, kiedy kłamiesz. Dość długo ze sobą byliśmy, abym poznała, kiedy kłamiesz, a kiedy nie.- Wyznałam mu.
- To nie tak.- Powtórzył.
Już nie wiedziałam w co wierzyć. Czy James mówił prawdę? Czy naprawdę, gdyby znał prawdę nie broniłby się? A może po prostu grał? Już nie raz mnie okłamywał.
- Chyba skończyliśmy.- Wstałam i ruszyłam w stronę szkoły.
- Elee, zaczekaj!
- Nie!- Wytarłam łzy.
- Proszę. Zmieniłem się!
Stanęłam w miejscu.
- Ludzie się nie zmieniają.
- Nie bądź żałosna.
O nie...
- Przeholowałeś! Myślisz, że łatwo mi było poprosić cię o tę rozmowę? Odezwać się do ciebie?! Do chłopaka, który był moją pierwszą miłością?! Do chłopaka, który mnie rzucił dla innej! To nie ja jestem tu żałosna.
- Nie pamiętasz co nas łączyło? To może powrócić. Mówiłaś, że mnie kochasz.- Znowu grał.
- Kocham. Ale tamto, co było nie powróci. Kochałam cię i zawsze będę cię kochać. Jesteś moją pierwszą miłością. Ale już ci nie ufam. Nie ufam, ani nie wierzę. I nie wierzę, że się zmieniłeś. Teraz już za późno. Zrobiłeś mi wiele świństw. Mi i Jonathanowi. Przez wyrzuty sumienia chcesz odbudować nasz związek i mnie w końcu przelecieć? Na to już za późno.
- Co masz na myśli?- Spytał zaskoczony.
Zaśmiałam się krótko i gorzko.
- Pieprznęłam twojego kumpla!
Stanął zszokowany.
Po policzkach pociekły mi łzy. Zrozumiałam, że nie powinnam tego mówić. To był o krok za daleko.
- Jesteśmy kwita.- Obróciłam się na pięcie i uciekłam do szkoły, zostawiając James'a samego sobie.

poniedziałek, 9 września 2013

15. Niespodzianka

Rano myślałam, że umrę.
Przez całą noc myślałam o Jamsie. Czy dobrze zrobiłam związując się z jego najlepszym przyjacielem? W końcu byli nierozłączni. A przeze mnie nie utrzymują żadnych kontaktów. Każdy przeze mnie cierpi.
- Elee? Wstałaś?- Mama weszła do mnie do pokoju.
- Renee, muszę iść do szkoły?- Szepnęłam.
- Tak, jeżeli chcesz dobrze ukończyć szkołę. I tak już masz dużo nieobecności.
Jej stały tekst...
- A co się stało, że nie chcesz iść?- Usiadła na rogu łóżka.
- Uczucia...- Szepnęłam zażenowana.
- Znowu?- Spojrzała na mnie rodzicielskim wzrokiem.
- Takie czasy...- Jęknęłam.
- Dobra, - Jęknęła- możesz nie iść na pierwsze trzy lekcje, ale później szotujesz do szkoły.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Dzięki.
- Oj, co ja się nią mam.- Usłyszałam, kiedy mama zamykała drzwi.
 Położyłam się na plecach.
Nawet nie wiem, kiedy przysnęłam.
Nie pamiętam co mi się śniło, ale, gdy się obudziłam byłam cała zalana potem.
Wstałam i poszłam wciąć szybki prysznic. Umyłam głowę i zrobiłam koka.
Wróciłam do pokoju obrałam to co miałam pod ręką,
i zeszłam na dół. Spojrzałam w lustro.
- Blee.- Jęknęłam.
Wzięłam czarną czapkę i założyłam. Pozwoliłam, aby kilka czerwonych kosmyków wystawało mi spod okrycia. Nie patrząc na zegarek wyszłam z domu biorąc po drodze torbę.
Weszłam do samochodu i włączyłam radio. Śnieg padał jak szalony. Wycieraczki nie nadążały wycierać szyb. Jechałam pomału nerwowo stukając paznokciami w kierownicę.
W końcu dojechałam pod szkołę. Spojrzałam na zegarek.
10,12.
Wyjęłam plan.
- Biologia.- Szepnęłam.
Wyłączyłam silnik i wysiadłam szybko z samochodu.
ZIMNO JAK CHOLERA!
Szybko zaczęłam biec w stronę szkoły okrywając się szalikiem.
- Cholera!!- Poślizgnęłam się na zamarzniętej kałuży i całym prawym bokiem wpadłam w zaspę.
Niesfornie wstałam i weszłam do szkoły. Podeszłam do automatu z gorącymi napojami.
Wrzuciłam monety i wcisnęłam "Biała Kawa", a później milion razy przycisk "Dodatkowy Cukier"
Gdy napój nalewał się do kubeczka przetrzepałam się trochę ze śniegu.
Wzięłam plastikowe naczynie i poszłam przed siebie zostawiając z tyłu wielką kałużę wody.
Stukając butami poszłam na sam koniec budynku.
Weszłam do klasy przerywając nauczycielowi w tłumaczeniu... Fotosyntezy?
- Przepraszam za spóźnienie?- Powiedział surowym tonem. Jak się podpadnie panu Gryes'owi ma się przekichane przez całe życie. Jednak ja już mu nie raz podpadłam. Gorzej nie będzie.
- No właśnie.- Odparłam.
- A wyjaśni nam pani swoje spóźnienie?
- Bałwan mnie zaatakował...- Pokazałam całą morką prawą część mojego ciała
Gryes spojrzał na mnie surowo.
- Źle się rano czułam, ale specjalnie dla pana przyjechałam.- Mruknęłam okiem. Ruszyłam w kierunku ławki śmiejąc się po cichu.
Moja ławka była... pusta.
Gdzie Jonathan?
Wyjęłam telefon i napisałam do niego:
"Gdzie jesteś??"
Nie musiałam długo czekać, abym dostała odpowiedź.
"Dyrektor..."
"Gdzie?!"
"Sekretariat."
Gwałtownie wstałam w krzesła i ruszyłam w stronę drzwi.
- A co panienka wyprawia?- Krzyknął oburzony nauczyciel.
- Runda druga z bałwanem.- Mruknęłam i wyszłam z klasy. Poszłam szybko pod sekretariat. Na szczęście u nas w szkole sekretariat ma przezroczyste szyby, więc od razu zauważyłam dyrektora, Jonathana, ale i... James'a.
Dyrektor machnął na nich ręką, aby wyszli. Odwrócili się do mnie przodem i zrozumiałam... Pobili się. Serce podeszło mi do gardła.
John wyszedł jako pierwszy.
- Zaraz wracam. Idę się przemyć.- Przetarł sobie brew. Nowa krew zajęła tą wytartą.
- Do pielęgniarki, a nie do łazienki!- Krzyknął dyrektor.- A ty Christians, nie masz lekcji?- Spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Zaspałam.- Skłamałam.
- Oczywiście. Nie pozabijajcie się.- Ruszył w kierunku swojego gabinetu.
Jonathan poszedł do pielęgniarki. I zostałam sama z Jamesem na holu. 
Uśmiechnęłam się do niego lekko, leciutko.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Pogadamy?- Szepnęłam. 
Pierwszy raz od 4 miesięcy spojrzałam mu w oczy. W te piękne brązowe oczy...
Odwróciłam szybko wzrok. Zabolało.
- Ze mną?- Był zszokowany.
Pokiwałam głową.
- Przerwa na lunch, palarnia, bez Jonathana.- Minął mnie i poprawił swoje włosy.
Poczułam jego zapach. Ten piękny zapach, jak powietrze zaraz po wielkim deszczu.
- Do zobaczenia.- Szepnęłam już sama do siebie. Zostałam sama na holu... James zniknął.

czwartek, 22 sierpnia 2013

14. Powrót uczuć

Do tego rozdziału proponuje włączyć sobie tą piosenkę:
http://www.youtube.com/watch?v=J6_JkZTWYSk
Bądź te dwie:
https://www.youtube.com/watch?v=_stEdcZbhMk
http://www.youtube.com/watch?v=uuhCBY3xTOA
                                                                         ***

Dziękuję Reili za pomoc przy tym rozdziale ♥

                                                                         ***
Zajechałam do domu bez większych przeszkód. Weszłam i od razu pochłonęła mnie cisza w mieszkaniu. Pierwszy raz od kilku miesięcy zauważyłam jaka tu panuje atmosfera. Ten dom praktycznie od zawsze był pusty, samotny więc i taka była atmosfera, była... nijaka, sztuczna, szara. W takim miejscy nie powinna przebywać niedoszła samobójczyni, ani żadna inna osoba. Człowiek od razu łapie doła.
Stałam na przedpokoju i przypominały mi się wszystkie chwile spędzone z... James'em. Każde spotkanie, każdy pocałunek, każdy dotyk. Wprawdzie był moim pierwszym- moją pierwszą miłością. Mojego uczucia do niego nic nie zmieni. Patrząc w nicość zdjęłam buty, zrzuciłam kurtkę na ziemie i ruszyłam sztywno na górę do mojej sypialni. W prawdzie Jonathan przebywał w moim pokoju nie raz, ale nigdy nie pozwoliłam zajrzeć mu pod łóżko. To właśnie tam trzymałam wszystkie swoje prywatne rzeczy. Wyjęłam jedno z kilku pudełek po butach, które miałam pod meblem z napisem "ON".
Zdjęłam wieczko powoli. I od razu milion wspomnień zalało mnie niczym morska fala podczas burzy. Paragony po wspólnie kupionych rzeczach, bilety z kina, liściki ze szkoły i setki wspólnych zdjęć.
Moje osobiste pamiątki związane z tym frajerem wysypywały się z pudełka. Ale nic w tym dziwnego. Byliśmy ze sobą ponad dwa lata. W takim okresie, dużo czasu spędziliśmy razem i rzadko się rozstawaliśmy.
To z nim był pierwszy pocałunek, pierwsza randka, pierwsza miłość, pierwszy bal licealny, pierwszy wolny na balu, pierwsze słowa "Kocham Cię" z prawdziwym znaczeniem tych słów. Jednak nie przeżyliśmy razem swojego pierwszego razu... Na to, ani ja, ani on nie byliśmy gotowi. Moim pierwszym był John. Czy żałuję? Nie. Kocham go i nie chciałabym przenigdy go stracić, ale moje uczucia do niego są inne niż do Jamesa. Jam, kiedyś był dla mnie ideałem, moim pieprzonym księciem na białym rumaku.
 Wzięłam pierwsze lepsze zdjęcie.
Na fotografii były dwa kubki z mrożonym jogurtem.
- Nasza pierwsza randka...- Szepnęłam.
Doskonale pamiętam tamten dzień. James podszedł do mnie na przerwie wraz ze swoimi kumplami. Stanęli kilka metrów przede mną. Kilku z nich popchnęło Jam'a w moją stronę. On zawstydzony zaproponował mi "wspólne popołudnie, spędzając je na konwersacji". Zawstydzona od razu się zgodziłam. Przegadaliśmy razem wiele godzin, aż do zamknięcia lodziarni.
Sięgnęłam po inne zdjęcie.
Jego dłoń... Złamane środkowe i serdeczne palce, a na gipsie...
"E.C.+J.F.=W.M.D.G.D.
            Elizabeth. Kocham cię ♥"
-Kiedyś wszystko było łatwiejsze...
Odnalazłam jeszcze coś bardziej romantycznego- jak dla mnie.
Zdjęcie drzewa! Ale nie byle jakiego drzewa, ale z naszymi inicjałami w serduszku.
Kiedyś mnie kochał... Kiedyś byłam jego księżniczką, a on moim księciem.
Zawsze kiedy patrzał mi w oczy zdawało mi się, że spogląda tak głęboko jakby mógł zobaczyć moją duszę. Patrzał na mnie jakbym była jego światem. Pisał do mnie, że tęskni, że kocha. A ja mu wierzyłam, jak głupia wierzyłam, że to ja byłam tą jedyną.
James okazywał mi miłość jak tylko mógł. Był taki okres- kilka miesięcy, że w jego rodzinie pieniądze się nie wysypywały, ale nam to nie przeszkadzało. Kochałam go nie wzgląd na kasę, ale za jego sposób bycia. Nawet kwiatek polny zerwany po drodze do mnie był dla mnie na wagę złota.
Kolejne zdjęcie...
Siedzieliśmy na ławce w parku wtuleni w siebie zatwierdzając swoje uczucie pocałunkiem. Wtedy czułam się królową świata. Jakbym wygrała na loterii najlepszą rzecz na świecie. Jamesa. On był moim najcenniejszą nagrodą.
Tego uczucia nie da się opisać słowami. Jest cholernie silnie i potrafi rozerwać człowieka od środka.
Krople zimowego deszczu spływały powoli po szybach wraz z moimi łzami. Gładziłam fotografię kciukiem zastanawiając się dlaczego to właśnie w nim musiałam się zakochać.
- Dlaczego musiałeś stać się moim światem?- Szepnęłam załamana.
Uczucia targały mną od środka coraz bardziej. Powoli traciłam kontrolę nad swoim ciałem.
- Ugh!- Zgniotłam papier w pięści i odrzuciłam w odległy kąty mojego pokoju.
Miałam ochotę stanąć naprzeciw Jamesa i zadać mu niewyobrażalny ból w każdą część jego ciała. Rzucałabym wszystkim co wpadnie mi w ręce, a on by błagał o litość. O litość, której u mnie by za nic nie otrzymał!
A co jeśli...
A co jeśli gdybym miała okazję zrobić z nim co popadnie, to zamiast ofiarować mu długi ból psychiczny jak i fizyczny rzuciłabym mu się na szyję? By ten ostatni raz... Jeden ostatni raz nasze języki nasze języki znów splotły się w dzikim tańcu namiętności. By oddać się uczuciom po raz ostatni bez opamiętania, bez żadnych ograniczeń, bez cenzury. Tylko ja, on i... I nasz Pocałunek. Ostatni Pocałunek...

wtorek, 30 lipca 2013

13. Liścik

Policjanci nic nie zrobili w związku z listem. Jak powiedzieli: "W okresie dojrzewania nastolatkom hormony buzują, więc to był tylko napad złości." I tyle. Wyprosili nas z komisariatu. Ale nie zdziwiłam się. Policja reaguje dopiero jak coś złego się stanie.
Chciałam jak najszybciej o tym zapomnieć. James to nawpychany sterydami frajer i jest mocny tylko w gębie. Jonathan się ze mną spierał w tej kwestii, ale dla mnie było, minęło. Teraz chciałam się skupić na swoich uczuciach. Z Johna'em układało mi się coraz lepiej, czasem wpadał do mnie na noc i oglądaliśmy razem horrory; od demonów, przez psychopatę z lasu, do nawiedzonych domów. On nie przepadał za tego rodzaju filmami, ale robił to dla mnie. A ja je lubiłam oglądać, bo później mogłam droczyć się z Jonathanem, że słyszałam jakieś kroki na górze, lub widziałam jakiś cień za oknem. Jednak najbardziej się wkurzył (na szczęście nie na mnie, chyba), kiedy byliśmy w najbardziej emocjonalnym momencie jaki może być w horrorze w którym dziewczyna schodzi na dół, chociaż każdy normalny człowiek, by zwiał przez okno i wtedy... zadzwonił domofon. John tak się wkurzył się odłączył wszystkie dźwięko-pikające przyrządy przez co nie otrzymaliśmy pizzy, którą zamówiliśmy tuż przed włączeniem filmu.


                                                                          ***
                                                                          ***


Mijały dni, tygodnie i wszystko tak jakby wróciło do normy. James tak jakby dał sobie z nami spokój, od czasu do czasu piorunował nas wzrokiem, gdy za bardzo okazywaliśmy sobie czułości. Kiedy tak robił czułam, że coś knuje, ale zaraz po tym zapominałam o bożym świecie, bo Jonathan przytulał mnie do siebie. Zawsze gdy robił coś więcej niż trzymanie za rękę wszystko inne przestawało istnieć. 
Każdy lunch spędzałam ze znajomymi mojego... chłopaka, wciąż się do tego nie przyzwyczaiłam.
Teraz potrafiłam już każdego odróżnić:
blondynka z kręconymi włosami to Jessica, a ta w prostych to Nicole i ona chodzi z ciemnowłosym, wysokim i opalonym Danielem. Ten z mięśniami to Andrew, a i jeszcze napakowany głuptas, Seth- on był najlepszy! Zawsze mnie rozśmieszał. I została jeszcze Katie, cicha czarnowłosa piękność, zawsze z książką przy nosie. I to właśnie uwielbiał w niej Andrew, który się w niej potajemnie podkochiwał.
Zajmowaliśmy największy stolik, abyśmy wszyscy się zmieścili.

- Słyszeliście?!- Wpadła napalona Jessica, za nią szedł Dominic z tacą.
- Co jest?- Zdziwił się Adrew.
- Za tydzień będzie bal zimowy!- Pisnęła podekscytowana.
- I co?- Zdziwiłam się.
Spojrzała na mnie jak na idiotkę.
- Bal!- Powtórzyła.
- A... Kiepska dekoracja, tani DJ, alkohol w ponczu, wybory na króla i królową, ta sztuczna atmosfera.
- Ty każdemu potrafisz zepsuć zabawę.- Mruknęła. Uśmiechnęłam się przepraszająco.
- To moje zdanie.- Chciałam się usprawiedliwić.
- Ale nawet nie wiesz jaki jest motyw przewodni!
- No jaki?- Udawałam ekscytacje.
- Walentynki.- Powiedziała dumnie.
Jęknęłam zniechęcająco. Jak ja nienawidzę tego święta!
Zauważyłam, że Jonathan się poruszył.
- Nie lubisz walentynek?- Wypalił nagle Seth.
Spojrzałam na Jonathana. Udawał niewiniątko.
- Nie.- Odpowiedziałam mu, zamiast Sethowi.
John odwrócił wzrok i skupił się na kawałku lazanii. Chyba lazanii...
- Czyli nie przyjdziecie?- Zapytała Katie smutno.
- Wątpię.- Mruknęłam.
Nagle wstał Andrew.
- Ja muszę spadać.- Pożegnał się z każdym oddzielnie. Przy Katie trwało to dłużej. Uścisnął jej dłoń lekko, po czym pocałował w palce.
- Awww.- Mruknęła cicho Jess.
Chłopak wyszedł ze stołówki. Każdy zajął się sobą. Tylko ja patrzałam na Katie. Zauważyłam, że dostała liścik, od Andrew i właśnie czytała go pod stołem. Tylko ja to zauważyłam, bo siedziała obok mnie.
Spojrzała na mnie zawstydzona. Podała mi liścik, po czym wybiegła z pomieszczenia jakby się paliło.
"Spotkajmy się na parkingu za 5 min. Muszę cię o coś poprosić.
                                                                                                                   Andrew ♥♥"
Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym wyjęłam telefon.
"3mam kciuki An ;). Jestem z tobą, na bank Katie się zgodzi"
Wcisnęłam wyślij, a liścik schowałam do torby. Dam go Katie przy najbliższej okazji. Niech na pamiątkę. 
- Nie chcesz iść na bal?- Szepnął mi do ucha Jonthan.
- Nie jara mnie ta cała impreza.
- Nie chciałabyś iść na romantyczną randkę ze mną?
O nie! On chciał iść na bal!!! Kurwa.
- Nie lubię romantyzmu.- Wypaliłam.
Od razu posmutniał.
-Wybacz.- Wstałam od stołu i ruszyłam przed siebie. Poszłam do toalety. Tylko podczas przerwy na lunch toaleta świeciła pustkami. Zawsze przed lustrem roiło się od lasek z tapetą na twarzy, które nakładały kolejną warstwę podkładu i pudru. Weszłam do kabiny i usiadłam na desce toaletowej. Wyjęłam zeszyt i zaczęłam pisać
"Wiem, że chcesz iść na bal, ale nie wiem czemu. Co w tym takiego specjalnego? Będziemy otoczeni ludźmi, którzy mnie nienawidzą i wyśmiewają przez to co się stało po świętach. I przy okazji będą gapić się na ciebie jak na idiotę, który związał się z niedoszłą samobójczynią.
Przepraszam, że powiedziałam, że nie lubię romantyzmu. Lubię, ale nie takiego jak z filmów. Dla mnie najbardziej romantyczne miejsce to moja kanapa w salonie i twoje ramiona. Nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba. No może jeszcze twoje usta. Uwielbiam, kiedy siedzimy razem przytuleni do siebie i oglądamy kiepskie horrory, a ty starasz się nie bać bardziej ode mnie. To jest prawdziwy romantyzm. Nie potrzeba nam różowych serc, tanich laurek i dzieciaka z pieluchą i strzałą nad nami, aby było idealnie.
Jeżeli po kilku dniach twój entuzjazm nie złagodnieje, zaproś mnie. Może z nerwów powiem "tak". 
Przepraszam, że jestem taka jaka jestem, ale nie zmienię tego.
                                                                                    Kocham i przepraszam. 
                                                                                                     E. "
Wyrwałam kartkę z zeszytu. Wyszłam z toalety i poszłam do szafki Jonathana. Stanęłam przed nią. Popsikałam kartkę moimi perfumami, złożyłam ją na pół i wrzuciłam do jego szafki.
- Idiotka.- Mruknęłam pod nosem i poszłam do samochodu nie zważając na pozostałe lekcje.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

12. List

James został zawieszony w prawach ucznia – na miesiąc. Wszyscy doradzali mi, abym zgłosiła sprawę pobicia na policję, ale ja także nie byłam bez winy. Za każdym razem odmawiałam i w końcu zaakceptowali moją decyzję. Do szkoły wróciłam dwa tygodnie od momentu trafienia do szpitala. Oczywiście Jonathan codziennie do mnie przychodził z lekcjami i jakimś małym prezencikiem: mrożonym jogurtem – z mojej ulubionej lodziarni, ciuchami z domu, kosmetykami, kupił mi też dwie bransoletki, które ciągle nosiłam.
   Do szkoły chodziłam z gipsem na nodze, a raczej z butem ortopedycznym. Był bardziej wygodny i ładniejszy. John codziennie przyjeżdżał po mnie, aby zawieść mnie do szkoły i razem wracaliśmy. Teraz oficjalnie jesteśmy razem…
- Chce ci się na mnie czekać? – spytał Jonathan, gdy wyszedł z szatni.
- Tak. Chcę abyś był przy zdejmowaniu buta. Poczekam tą jedną godzinę na trybunach. – wskazałam na ławki za mną. Znajdowaliśmy się w sali gimnastycznej. Siedziałam na ławce, rezerwowych – Chętnie popatrzę jak się pocisz i jak inni dają ci kopa w tyłek. – uśmiechnęłam się złośliwie.
- Odszczekaj to! – powiedział teatralnie.
- Nie. – pokręciłam głową.
- Odszczekaj, albo pożałujesz – zaczął się zbliżać.
- Nic mi nie zrobisz. – pokazałam mu język – Jestem niepełnosprawna. – wskazałam na swoją nogę i kule.
- Założymy się? – wziął mnie na ręce i zaczął całować po całej twarzy.
- John! – pisnęłam po między kolejnymi wybuchami śmiechu. – To łaskocze! Jona… – złożył pocałunek na moich ustach. Ale ten był inny, pożegnalny. Wiedział, że przez najbliższe kilkadziesiąt minut moje usta będą niedostępne.
- Devis! – Nasze pożegnanie przerwał trener, który właśnie wszedł na salę wraz z innymi uczniami – Może zająłbyś się rozgrzaniem innych części ciała oprócz ust?!
Spojrzałam na Johna i uniosłam znacząco brwi. Obydwoje się zaśmialiśmy. Cmoknął mnie jeszcze szybko, postawił delikatnie na ziemi i pobiegł na boisko. Wzięłam kule i doczłapałam się na środek trybun. Usiadłam wygodnie i zaczęłam podziwiać mojego chłopaka – ale fajnie to brzmi! – w akcji.
Mogłam się spodziewać, że drużyna, w której grał Jonathan wygra. On jest mistrzem w każdej dziedzinie. A szczególnie w całowaniu… Dobra stop! Bo się jeszcze uzależnię od jego warg! Tych idealnych, ciepłych, które zawsze smakują miętą… DOŚĆ!!! Gdy nauczyciel zakończył mecz gwizdkiem podeszłam pod boisko.
- Dobra… Aż tak bardzo nie skopali ci tyłka. – udawałam zawiedzioną. Chciał mnie pocałować, ale w ostatniej chwili zrobiłam unik.
- Co to było? – zdziwił się.
- Jesteś po meczu koszykówki. Nie pachniesz fiołkami. Idź się umyj, a ja poczekam przed wyjściem. – wysłałam mu całusa i zaczęłam „iść” w kierunku drzwi wyjściowych z sali. Gdy tylko wyszłam z pomieszczenia poczułam wibrację. Wiadomość od mamy, a to oznacza tylko jedno…
Kochanie. Nie mogę dzisiaj pojechać z tobą do lekarza na zdjęcie gipsu. Mam dwa spotkania pod rząd i nie wiem czy zdarzę na kolację. Poproś Edwarda, on na pewno z chęcią będzie ci towarzyszył. Kocham i przepraszam. Mama.”
- Wcale ci nie smutno – usunęłam wiadomość i schowałam telefon. Minęło kilka minut, a Jonathan był już gotowy do wyjścia.
- Jedziemy? – wziął ode mnie torbę i ruszyliśmy w stronę parkingu – Twoja mama będzie na nas czekała w szpitalu? – zapytał, gdy wsiadałam do samochodu. Pokręciłam głową.
- Spóźni się? To my będziemy czekać na nią? – zgadywał zapalając silnik.
- Gdybyśmy na nią czekali to cały weekend by nas ominął. – odpowiedziałam. Spojrzał na mnie spłoszony – Musi zostać dzisiaj w pracy do późna. – wzruszyłam ramionami.
- Nie mogła urwać się na tą godzinę?
- Ma ważne spotkania. – włączyłam radio.
- Przykro mi. – pogłaskał mnie po dłoni.
- To nie twoja wina. To ona myśli, że kupi moją miłość przez drogie rzeczy… – poczułam jak w oczach stają mi łzy. Szybko je wytarłam, aby Jonathan nie mógł zobaczyć, jak bardzo mnie to boli.
***
Wizyta poszła dość szybko. Lekarz powiedział, że kość zrosła się bardzo szybko i dość ładnie. Kazał mi jeszcze przez kilka dni zakładać bandaż i przez kolejne dwa tygodnie chodzić na rehabilitację. Nie byłam tym zachwycona, ale John obiecał mi, że będzie ze mną jeździł codziennie, co podniosło mnie na duchu. Jakiś czas potem byliśmy już pod moim domem:
- Dzięki. – pocałowałam go w policzek.
- Nie ma za co. To co? Do jutra?
- Jasne. – pocałowaliśmy się na pożegnanie i wysiadłam z samochodu.
Wzięłam pocztę i weszłam do domu. Udałam się do salonu, usiadłam na kanapie i zaczęłam przeglądać listy.
Rachunek, rachunek, ulotka, list do mamy, rachunek, list… do mnie.
Nie było ani znaczka, ani informacji o nadawcy listu, więc ktoś musiał osobiście wrzucić go do skrzynki. Jednak już po pierwszym zdaniu było pewne, kto to pisał.

       „Siema puszczalska suko.
Nie wiem, czy wiesz, ale już od poniedziałku będę w szkole. Moi rodzice są przekonujący i dyrektor zmniejszył mi karę. Jak jeszcze raz zrobisz taką scenę to obiecuję, że nie będę taki łagodny. Uduszę cię gołymi rękoma. Jesteś głupią zdzirą, jeżeli myślałaś, że ze mną wygrasz. Nawet bez pomocy Erica udałoby mi się Cię pokonać. I powiedz temu swojemu Jonathonowi, żeby także na siebie uważał. Pożałujecie swoich czynów. Wasze życie zmieni się w piekło. Ja mam dużo znajomych, którzy uwielbiają siłownię i bójki. Wystarczy, że skinę palcem, a Ty i Twój kochanek będziecie MARTWI! Żeby później nie było, że nie ostrzegałem, uważajcie na to, co robicie, jak i gdzie. Dobrze Ci radzę, nie prowokuj mnie. Masz szczęście, że jestem taki cierpliwy i nic wam jeszcze nie zrobiłem. Jeżeli nie będziecie trzymać się z daleka ode mnie… Możesz planować już swój pogrzeb.
                                                                                                     Twój James  

Cała się trzęsłam ze strachu.
- On jest psychopatą – szepnęłam do siebie. Wyjęłam szybko telefon i wybrałam odpowiedni numer.
- Halo?
- John? – szepnęłam załamana.
- Co się dzieje?! – zaniepokoił się.
- Możesz przyjechać do mnie?
- Przed chwilą cię odwoziłem…
- Proszę. – rozpłakałam się.
- Elee! Co się dzieje?! – usłyszałam pisk opon.
- Musisz to zobaczyć…
- Już jadę. – rozłączyłam się.
Chyba zaczęłam histeryzować. Płakałam ze strachu i pozakrywałam wszystkie okna. W domu panował półmrok. Ktoś zapukał głośno w drzwi. Aż pisnęłam, ale od razu się uspokoiłam. Przecież dzwoniłam po Jonathana. Otworzyłam drzwi, mój chłopak od razu przytulił mnie do siebie.
- O co chodzi? Co się stało? - zaniepokoił się.
- Muszę ci coś pokazać. – zamknęłam drzwi na klucz i zaprowadziłam go do salonu, po drodze zapalając światło. Podałam Jonathanowi list z groźbą. Przeczytał go uważnie kilka razy i spojrzał na mnie zszokowany.
- Było w skrzynce. – szepnęłam.
- Jedziemy na policję. – powiedział ostro.
- CO?! – byłam w szoku – Po co na policję?
- Elee. Groźby są karalne. Nie stój tak! Ubieraj się i jedziemy!

sobota, 8 czerwca 2013

11. Szpital

-Elee! Nie zamykaj oczu! – krzyknęła do mnie Jessica.
- Rozdzielcie ich! – Dyrektor był już w samym centrum zamieszania. Wtedy zauważył mnie.
- Dzwońcie po pogotowie! – rozkazał. Gdy trzej walczący zostali rozdzieleni Jonathan przybiegł do mnie podnosząc mi głowę.
- Elee…? Elee, kochanie? Spójrz na mnie! – Z trudem otworzyłam oczy. Nasze twarze dzieliły centymetry. – Wszystko będzie dobrze – Był załamany. W oczach miał łzy.
- Boli… – szepnęłam ledwie słyszalnie.
- Wiem – pocałował mnie w czoło. Chyba tylko tam nie miałam krwi.
- Pogotowie już jedzie!
- Słyszałaś?! Już jadą…
- Moja noga…
- Chyba złamana. – szepnęła Jessica do Johna.
- Tak mi przykro Elee. Mogłem cię powstrzymać. – Głos mu się załamał.
- To nie… twoja… wina – wyjąkałam. Bardzo chciało mi się spać.
- Nie zamykaj oczu! – krzyknął do mnie Jonathan. Ledwo go słyszałam. Jakbym była pod wodą. – Elizabeth! – krzyknął jeszcze głośniej.
Później już nic nie słyszałam. Nastała ciemność… Pustka… Czyżbym umarła? Nie. Wtedy ból by ustąpił.  Jedyne, co poczułam to, to że się unoszę. Później nawet ból w nodze ustał.

      
       Gdy się obudziłam białe światło raziło mnie w oczy. Byłam w szpitalu. Na ostrym dyżurze. Poczułam, że ktoś trzyma moją dłoń. Spojrzałam w prawo.
- Elizabeth – szepnął Jonathan z ulgą w głosie.
- Co… Co się stało? – zapytałam ochryple.
- Pobiłaś Jamesa. – uśmiechnął się dumnie.
- To czemu leżę w szpitalu?
- Później… Role się odwróciły. – Dodał oschle – Razem z jakimś kumplem zaatakowali ciebie. Rozcięli ci wargę, posiniaczyli cię całą, uderzyli w żołądek, przez co mogłaś zwymiotować, lub dostać skrętu kiszek. O mało co nie złamali ci prawego piszczela i nosa. Masz lekki wstrząs mózgu. – wyliczył moje objawy – Elizabeth – złapał mnie mocniej za dłoń – Strasznie mi przykro. Mogłem cię powstrzymać. To moja wina. – Łza spłynęła mu po policzku.
- Przestań, to nie twoja wina. Gdybyś mnie nie obronił mogłabym już nie żyć. Pobiliby mnie na śmierć. – Chciałam go pocieszyć – Jak długo byłam nieprzytomna? – zmieniłam szybko temat.
- Długo… Jest druga w nocy. – starałam się obliczyć na ile godzin zemdlałam. Jednak mój mózg odmawiał posłuszeństwa.
- Ponad trzynaście godzin. – wyręczył mnie John.
- To możliwe? – Jak można być nieprzytomnym tak długo?! Trzynaście godzin…
- Masz dużo obrażeń. – odpowiedział.
- Gdzie Renee? – rozejrzałam się po pokoju. Od razu było widać, że pomieszczenie było świeżo po remoncie i wynajem go nie był tani.
- W domu. Powiedziałem jej żeby pojechała odpocząć. Ma dużo na głowie. – chciał ją usprawiedliwić. Świetnie… Moja matka sobie spokojnie spała, gdy ja byłam nieprzytomna.
- Ale przyjechała od razu. – Jonathan wciąż jej bronił – Gdy tylko dowiedziała się, że jesteśmy w szpitalu rzuciła wszystko…
- Zaraz, zaraz. – weszłam mu w słowo. – Poznałeś moją matkę?!
- Yyy… Tak. – pokiwał głową – Przedstawiłem się, jako twój chłopak. Masz coś przeciwko? – spojrzał mi prosto w oczy. Maszyna wychwyciła szybsze bicie mojego serca.
- Oczywiście, że nie. Bardzo mi miło. – zarumieniłam się.
- Ostrzegła mnie, że jak cię skrzywdzę to własnoręcznie mnie zabije.
- Jest do tego zdolna. – wyjawiłam.
- Prędzej ty zranisz mnie…
- Słucham? – Nie zrozumiałam, o co mu chodziło. Czemu niby miałabym go zranić?!
- Jak jeszcze raz wdasz się w taką bójkę i będziesz nieprzytomna przez pół dobry, przysięgam zwariuje. Nawet nie wiesz jak się o ciebie bałem, gdy straciłaś przytomność – wtedy na stołówce – myślałem, że zabije Jamesa na miejscu. Jak mógł unieść rękę na dziewczynę! Kiedyś nie był taki. Jak był z tobą szanował innych…
- Ludzie się zmieniają. – chciałam go pocieszyć. Spojrzał mi w oczy.
- Musisz teraz odpoczywać…
- Odpoczywałam przez trzynaście godzin!
- Proszę… – spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Pod dwoma warunkami…
- Tak?
- Po pierwsze – wyciągnęłam szyję, aby go pocałować. Ułatwił robotę i przybliżył się do mnie. Maszyna po raz kolejny wychwyciła przyspieszenie mojego serca. Chłopak z uśmiechem na twarzy oddalił swoje idealne usta od moich.
- W takim tempie nabawisz się palpitacji…
- Przeżyję.- Mruknęłam.
- No właśnie, marne szanse. – uśmiechnął się szeroko – A jaki ten drugi warunek?
- Opowiedz mi coś. – poprosiłam nieśmiało.
- Ale, co?
 Cokolwiek. Jakąś historię z dzieciństwa, bajkę, jak było w poprzedniej szkole… – przesunęłam się na łóżku, John położył się obok mnie i objął ramieniem. Położyłam głowę na jago torsie. Ścisnęłam jego rękę mocniej i zamknęłam oczy.
- Czekam… – szepnęłam. Chłopak zaśmiał się krótko i dźwięcznie, po czym zaczął mi opowiadać jak uczył się jeździć na motorze. 

środa, 22 maja 2013

10. Stołówka


Film z udziałem moim i Jonathanem, na którym całowaliśmy się zbyt namiętnie widziała cała szkoła. Do tego ten napis „Puszczalska suka”. Każdy myślał, że jestem jakąś prostytutką, dziwką! To sprawka Jamesa… „Od teraz będziesz miała piekło na ziemi. Popamiętasz mnie. Jeszcze na kolanach do mnie przyjdziesz!” Jego słowa ugrzęzły mi w głowie. Jak mógł nagrać mnie z Johna?! Robi wszystko, aby mnie zniszczyć. Nie dam mu się. To ON popamięta MNIE!
      
       Przerwa na lunch…

Każdy na nas patrzył i obgadywał. Na szczęście Jonathan nic sobie z tego nie robił i szedł ze mną w kierunku stolika, przy którym siedzieli jego kumple i ich dziewczyny.
- Siema. – przywitał się John jak gdyby nigdy nic.
- Hej – odpowiedzieli lekko zmieszani. Jonathan spojrzał każdemu w oczy.
- No co wy?! Chyba nie wierzycie, że Elee się puszcza! To porządna dziewczyna. Jest wspaniała! – spojrzał na mnie i pocałował w policzek. Uśmiechnęłam się szeroko. Uwielbiałam jak mnie całował, albo nawet dotykał.
- Dziękuję. – szepnęłam.
- Wy naprawdę się kochacie… – szepnęła jedna z dziewczyn siedzących przy stoliku – Tak samo jak ja z Danielem. – przytuliła się do swojego chłopaka.
- Ja ci wierzę stary. – powiedział Dan.
- My też. – reszta poszła w jego ślady.
- Dzięki. – wykrztusiłam zawstydzona.
- Ale kto wrzucił ten filmik?! – zapytał napakowany chłopak. Mięśnie miał większe niż Jonathan, ale mniejsze niż James. Pamiętam jak kiedyś go poznałam… Andrew? Jakoś tak miał na imię.
- James. Jest o nią po prostu zazdrosny. – wyjaśnił John.
-Świnia! – powiedziała jakaś blondynka.
Postanowiliśmy zmienić temat i porozmawiać o bardziej przyjemnych rzeczach. Od razu się zaklimatyzowałam w tej grupie ludzi. Było mi trochę dziwnie mieć tylu znajomych na raz, ale oni uwierzyli, że jestem porządną dziewczyną.
- Nie jesz tego hamburgera? – zdziwił się Seth. Kolejny napakowany chłopak, troszkę głupawy. Chyba nawet został w drugiej klasie drugi rok.
- Nie. – odpowiedziałam grzecznie – Smacznego. 
Popchnęłam w jego kierunku talerz z kanapką.
- Czemu? – zapytał ponownie.
- Elizabeth jest wegetarianką. – wyjaśnił mój chłopak.
- Serio? Nie wyglądasz na taką… – zaśmiałam się.
- Dzięki.
- Poczekaj, pójdę kupić ci coś do zjedzenia. – Jonathan już chciał wstać, ale go powstrzymałam.
- Nie musisz. Nie jestem głodna.
- Musisz coś zjeść. – zaprotestował.
- Dobrze. Sama pójdę. – pocałowałam go we włosy, po czym ruszyłam do baru.
- Elee jest spoko. – usłyszałam za sobą szepty.
- Właśnie. Czemu chciała popełnić samobójstwo?
- Przez Jamesa. – szepnął Jonathan
- Jak on mógł, aż tak ją skrzywdzić… Najpierw rzucił ją dla jakiegoś plastiku, a teraz ten filmik.  Ja bym go zabiła na jej miejscu! – Narastała we mnie złość. Teraz ja także chciałam zabić Jam'a. Ten kretyn nie zasługiwał na życie!
       Stanęłam przy kasie i zapłaciłam za jabłko. Minęła już połowa przerwy, więc nie było większej kolejki niż trzy osoby. Gdy wracałam do stolika czułam na sobie spojrzenia innych. Tak jak John, zlekceważyłam je i z uniesioną głową wróciłam do stolika.
- Zadowolony? – podniosłam jabłko pod samą twarz Jonathana.
- Bardzo. – powiedział dumnie.
Wzięłam gryza. Pomału przeżuwałam i zaczęłam rozglądać się od niechcenia po stołówce. Zakrztusiłam się.
- Co jest? – John poklepał mnie lekko po plecach.
- Zaraz wracam. – wstałam z krzesła.
- Gdzie idziesz?
- Zabić pewnego idiotę.
- To zły pomysł… Bynajmniej, jeśli chodzi o miejsce.  – ostrzegł mnie. Nie zważając na przestrogę ruszyłam w stronę stolika gdzie James siedział ze swoją bandą. Chłopak był odwrócony do mnie tyłem. Gdy byłam kilka metrów za nim rzuciłam z całej siły jabłkiem w jego stronę.
Trafiłam centralnie w środek jego głowy.
- Co jest …?! – odwrócił się szybko. Jak tylko mnie zauważył wstał i podszedł do mnie.
- Przyszłaś błagać o drugą szansę?! – zaśmiał się gorzko. Uderzyłam go prawym sierpowym.  
- Kretynie! Jak mogłeś nazwać mnie puszczalską suką?! – zaczęłam okładać go pięściami. James był silny, ale to tyle. Żadnej praktyki w walce. Za to ja przez kilka lat trenowałam boks.
Kopnęłam go z całej siły w brzuch, opadł na stolik robiąc niezły bałagan. Uczniowie stali naokoło nas robiąc zdjęcia, filmując.
- Należało Ci się! – Chciał mnie uderzyć, ale w porę zrobiłam unik. Znowu uderzyłam go w twarz.
- Co ja ci zrobiłam?! Kretynie! CO?
- Chodzisz z moim najlepszym kumplem! – Znowu nie trafił.
- Sam nazwałeś go zdrajcą. – nadepnęłam mu na stopę glanem.
- Au! Przestań! To boli! – chciał uciec, ale popchnęłam go i wylądował na podłodze. Zaczęłam okładać go serjami uderzeń.
Niespodziewanie ktoś zaszedł mnie od tyłu. Zerwał z Jamesa i uderzył w twarz. Zachwiałam się, ale złapałam równowagę. Ten ktoś powtórzył cios i podciął mi nogi.
Upadłam na ziemię uderzając głową o podłogę. Poczułam jak ciepła maź wypływa mi z nosa i z wargi.
James uderzył mnie kilka razy w żołądek, a jego pomocnik kopnął mnie w nogę przy okazji chyba łamiąc piszczel. Nie potrafiłam spostrzec jego twarzy. Zaczęłam się krztusić krwią. Nie byłam w stanie złapać oddechu.
- Elizabeth! – usłyszałam głos Jonathana. Od razu znalazł się przy mnie. Nie byłam w stanie mu niczego powiedzieć. Łza spłynęła mi po policzku.
-Ratuj. – Tylko tyle udało mi się wykrztusić pomiędzy próbami złapania tlenu.
- Jessica! Pomóż Elee. – krzyknął zrozpaczony. Jak przez mgłę widziałam Jonathana skaczącego Jamesowi i temu drugiemu do gardeł.
- Co się tu dzieje?! – usłyszałam głos dyrektora jakby z oddali.