BLOGGER TEMPLATES AND TWITTER BACKGROUNDS

poniedziałek, 17 czerwca 2013

12. List

James został zawieszony w prawach ucznia – na miesiąc. Wszyscy doradzali mi, abym zgłosiła sprawę pobicia na policję, ale ja także nie byłam bez winy. Za każdym razem odmawiałam i w końcu zaakceptowali moją decyzję. Do szkoły wróciłam dwa tygodnie od momentu trafienia do szpitala. Oczywiście Jonathan codziennie do mnie przychodził z lekcjami i jakimś małym prezencikiem: mrożonym jogurtem – z mojej ulubionej lodziarni, ciuchami z domu, kosmetykami, kupił mi też dwie bransoletki, które ciągle nosiłam.
   Do szkoły chodziłam z gipsem na nodze, a raczej z butem ortopedycznym. Był bardziej wygodny i ładniejszy. John codziennie przyjeżdżał po mnie, aby zawieść mnie do szkoły i razem wracaliśmy. Teraz oficjalnie jesteśmy razem…
- Chce ci się na mnie czekać? – spytał Jonathan, gdy wyszedł z szatni.
- Tak. Chcę abyś był przy zdejmowaniu buta. Poczekam tą jedną godzinę na trybunach. – wskazałam na ławki za mną. Znajdowaliśmy się w sali gimnastycznej. Siedziałam na ławce, rezerwowych – Chętnie popatrzę jak się pocisz i jak inni dają ci kopa w tyłek. – uśmiechnęłam się złośliwie.
- Odszczekaj to! – powiedział teatralnie.
- Nie. – pokręciłam głową.
- Odszczekaj, albo pożałujesz – zaczął się zbliżać.
- Nic mi nie zrobisz. – pokazałam mu język – Jestem niepełnosprawna. – wskazałam na swoją nogę i kule.
- Założymy się? – wziął mnie na ręce i zaczął całować po całej twarzy.
- John! – pisnęłam po między kolejnymi wybuchami śmiechu. – To łaskocze! Jona… – złożył pocałunek na moich ustach. Ale ten był inny, pożegnalny. Wiedział, że przez najbliższe kilkadziesiąt minut moje usta będą niedostępne.
- Devis! – Nasze pożegnanie przerwał trener, który właśnie wszedł na salę wraz z innymi uczniami – Może zająłbyś się rozgrzaniem innych części ciała oprócz ust?!
Spojrzałam na Johna i uniosłam znacząco brwi. Obydwoje się zaśmialiśmy. Cmoknął mnie jeszcze szybko, postawił delikatnie na ziemi i pobiegł na boisko. Wzięłam kule i doczłapałam się na środek trybun. Usiadłam wygodnie i zaczęłam podziwiać mojego chłopaka – ale fajnie to brzmi! – w akcji.
Mogłam się spodziewać, że drużyna, w której grał Jonathan wygra. On jest mistrzem w każdej dziedzinie. A szczególnie w całowaniu… Dobra stop! Bo się jeszcze uzależnię od jego warg! Tych idealnych, ciepłych, które zawsze smakują miętą… DOŚĆ!!! Gdy nauczyciel zakończył mecz gwizdkiem podeszłam pod boisko.
- Dobra… Aż tak bardzo nie skopali ci tyłka. – udawałam zawiedzioną. Chciał mnie pocałować, ale w ostatniej chwili zrobiłam unik.
- Co to było? – zdziwił się.
- Jesteś po meczu koszykówki. Nie pachniesz fiołkami. Idź się umyj, a ja poczekam przed wyjściem. – wysłałam mu całusa i zaczęłam „iść” w kierunku drzwi wyjściowych z sali. Gdy tylko wyszłam z pomieszczenia poczułam wibrację. Wiadomość od mamy, a to oznacza tylko jedno…
Kochanie. Nie mogę dzisiaj pojechać z tobą do lekarza na zdjęcie gipsu. Mam dwa spotkania pod rząd i nie wiem czy zdarzę na kolację. Poproś Edwarda, on na pewno z chęcią będzie ci towarzyszył. Kocham i przepraszam. Mama.”
- Wcale ci nie smutno – usunęłam wiadomość i schowałam telefon. Minęło kilka minut, a Jonathan był już gotowy do wyjścia.
- Jedziemy? – wziął ode mnie torbę i ruszyliśmy w stronę parkingu – Twoja mama będzie na nas czekała w szpitalu? – zapytał, gdy wsiadałam do samochodu. Pokręciłam głową.
- Spóźni się? To my będziemy czekać na nią? – zgadywał zapalając silnik.
- Gdybyśmy na nią czekali to cały weekend by nas ominął. – odpowiedziałam. Spojrzał na mnie spłoszony – Musi zostać dzisiaj w pracy do późna. – wzruszyłam ramionami.
- Nie mogła urwać się na tą godzinę?
- Ma ważne spotkania. – włączyłam radio.
- Przykro mi. – pogłaskał mnie po dłoni.
- To nie twoja wina. To ona myśli, że kupi moją miłość przez drogie rzeczy… – poczułam jak w oczach stają mi łzy. Szybko je wytarłam, aby Jonathan nie mógł zobaczyć, jak bardzo mnie to boli.
***
Wizyta poszła dość szybko. Lekarz powiedział, że kość zrosła się bardzo szybko i dość ładnie. Kazał mi jeszcze przez kilka dni zakładać bandaż i przez kolejne dwa tygodnie chodzić na rehabilitację. Nie byłam tym zachwycona, ale John obiecał mi, że będzie ze mną jeździł codziennie, co podniosło mnie na duchu. Jakiś czas potem byliśmy już pod moim domem:
- Dzięki. – pocałowałam go w policzek.
- Nie ma za co. To co? Do jutra?
- Jasne. – pocałowaliśmy się na pożegnanie i wysiadłam z samochodu.
Wzięłam pocztę i weszłam do domu. Udałam się do salonu, usiadłam na kanapie i zaczęłam przeglądać listy.
Rachunek, rachunek, ulotka, list do mamy, rachunek, list… do mnie.
Nie było ani znaczka, ani informacji o nadawcy listu, więc ktoś musiał osobiście wrzucić go do skrzynki. Jednak już po pierwszym zdaniu było pewne, kto to pisał.

       „Siema puszczalska suko.
Nie wiem, czy wiesz, ale już od poniedziałku będę w szkole. Moi rodzice są przekonujący i dyrektor zmniejszył mi karę. Jak jeszcze raz zrobisz taką scenę to obiecuję, że nie będę taki łagodny. Uduszę cię gołymi rękoma. Jesteś głupią zdzirą, jeżeli myślałaś, że ze mną wygrasz. Nawet bez pomocy Erica udałoby mi się Cię pokonać. I powiedz temu swojemu Jonathonowi, żeby także na siebie uważał. Pożałujecie swoich czynów. Wasze życie zmieni się w piekło. Ja mam dużo znajomych, którzy uwielbiają siłownię i bójki. Wystarczy, że skinę palcem, a Ty i Twój kochanek będziecie MARTWI! Żeby później nie było, że nie ostrzegałem, uważajcie na to, co robicie, jak i gdzie. Dobrze Ci radzę, nie prowokuj mnie. Masz szczęście, że jestem taki cierpliwy i nic wam jeszcze nie zrobiłem. Jeżeli nie będziecie trzymać się z daleka ode mnie… Możesz planować już swój pogrzeb.
                                                                                                     Twój James  

Cała się trzęsłam ze strachu.
- On jest psychopatą – szepnęłam do siebie. Wyjęłam szybko telefon i wybrałam odpowiedni numer.
- Halo?
- John? – szepnęłam załamana.
- Co się dzieje?! – zaniepokoił się.
- Możesz przyjechać do mnie?
- Przed chwilą cię odwoziłem…
- Proszę. – rozpłakałam się.
- Elee! Co się dzieje?! – usłyszałam pisk opon.
- Musisz to zobaczyć…
- Już jadę. – rozłączyłam się.
Chyba zaczęłam histeryzować. Płakałam ze strachu i pozakrywałam wszystkie okna. W domu panował półmrok. Ktoś zapukał głośno w drzwi. Aż pisnęłam, ale od razu się uspokoiłam. Przecież dzwoniłam po Jonathana. Otworzyłam drzwi, mój chłopak od razu przytulił mnie do siebie.
- O co chodzi? Co się stało? - zaniepokoił się.
- Muszę ci coś pokazać. – zamknęłam drzwi na klucz i zaprowadziłam go do salonu, po drodze zapalając światło. Podałam Jonathanowi list z groźbą. Przeczytał go uważnie kilka razy i spojrzał na mnie zszokowany.
- Było w skrzynce. – szepnęłam.
- Jedziemy na policję. – powiedział ostro.
- CO?! – byłam w szoku – Po co na policję?
- Elee. Groźby są karalne. Nie stój tak! Ubieraj się i jedziemy!

1 komentarz:

  1. co dalej? chce więcej:) i zapraszam do siebie: http://musclemusery.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń