BLOGGER TEMPLATES AND TWITTER BACKGROUNDS

sobota, 8 czerwca 2013

11. Szpital

-Elee! Nie zamykaj oczu! – krzyknęła do mnie Jessica.
- Rozdzielcie ich! – Dyrektor był już w samym centrum zamieszania. Wtedy zauważył mnie.
- Dzwońcie po pogotowie! – rozkazał. Gdy trzej walczący zostali rozdzieleni Jonathan przybiegł do mnie podnosząc mi głowę.
- Elee…? Elee, kochanie? Spójrz na mnie! – Z trudem otworzyłam oczy. Nasze twarze dzieliły centymetry. – Wszystko będzie dobrze – Był załamany. W oczach miał łzy.
- Boli… – szepnęłam ledwie słyszalnie.
- Wiem – pocałował mnie w czoło. Chyba tylko tam nie miałam krwi.
- Pogotowie już jedzie!
- Słyszałaś?! Już jadą…
- Moja noga…
- Chyba złamana. – szepnęła Jessica do Johna.
- Tak mi przykro Elee. Mogłem cię powstrzymać. – Głos mu się załamał.
- To nie… twoja… wina – wyjąkałam. Bardzo chciało mi się spać.
- Nie zamykaj oczu! – krzyknął do mnie Jonathan. Ledwo go słyszałam. Jakbym była pod wodą. – Elizabeth! – krzyknął jeszcze głośniej.
Później już nic nie słyszałam. Nastała ciemność… Pustka… Czyżbym umarła? Nie. Wtedy ból by ustąpił.  Jedyne, co poczułam to, to że się unoszę. Później nawet ból w nodze ustał.

      
       Gdy się obudziłam białe światło raziło mnie w oczy. Byłam w szpitalu. Na ostrym dyżurze. Poczułam, że ktoś trzyma moją dłoń. Spojrzałam w prawo.
- Elizabeth – szepnął Jonathan z ulgą w głosie.
- Co… Co się stało? – zapytałam ochryple.
- Pobiłaś Jamesa. – uśmiechnął się dumnie.
- To czemu leżę w szpitalu?
- Później… Role się odwróciły. – Dodał oschle – Razem z jakimś kumplem zaatakowali ciebie. Rozcięli ci wargę, posiniaczyli cię całą, uderzyli w żołądek, przez co mogłaś zwymiotować, lub dostać skrętu kiszek. O mało co nie złamali ci prawego piszczela i nosa. Masz lekki wstrząs mózgu. – wyliczył moje objawy – Elizabeth – złapał mnie mocniej za dłoń – Strasznie mi przykro. Mogłem cię powstrzymać. To moja wina. – Łza spłynęła mu po policzku.
- Przestań, to nie twoja wina. Gdybyś mnie nie obronił mogłabym już nie żyć. Pobiliby mnie na śmierć. – Chciałam go pocieszyć – Jak długo byłam nieprzytomna? – zmieniłam szybko temat.
- Długo… Jest druga w nocy. – starałam się obliczyć na ile godzin zemdlałam. Jednak mój mózg odmawiał posłuszeństwa.
- Ponad trzynaście godzin. – wyręczył mnie John.
- To możliwe? – Jak można być nieprzytomnym tak długo?! Trzynaście godzin…
- Masz dużo obrażeń. – odpowiedział.
- Gdzie Renee? – rozejrzałam się po pokoju. Od razu było widać, że pomieszczenie było świeżo po remoncie i wynajem go nie był tani.
- W domu. Powiedziałem jej żeby pojechała odpocząć. Ma dużo na głowie. – chciał ją usprawiedliwić. Świetnie… Moja matka sobie spokojnie spała, gdy ja byłam nieprzytomna.
- Ale przyjechała od razu. – Jonathan wciąż jej bronił – Gdy tylko dowiedziała się, że jesteśmy w szpitalu rzuciła wszystko…
- Zaraz, zaraz. – weszłam mu w słowo. – Poznałeś moją matkę?!
- Yyy… Tak. – pokiwał głową – Przedstawiłem się, jako twój chłopak. Masz coś przeciwko? – spojrzał mi prosto w oczy. Maszyna wychwyciła szybsze bicie mojego serca.
- Oczywiście, że nie. Bardzo mi miło. – zarumieniłam się.
- Ostrzegła mnie, że jak cię skrzywdzę to własnoręcznie mnie zabije.
- Jest do tego zdolna. – wyjawiłam.
- Prędzej ty zranisz mnie…
- Słucham? – Nie zrozumiałam, o co mu chodziło. Czemu niby miałabym go zranić?!
- Jak jeszcze raz wdasz się w taką bójkę i będziesz nieprzytomna przez pół dobry, przysięgam zwariuje. Nawet nie wiesz jak się o ciebie bałem, gdy straciłaś przytomność – wtedy na stołówce – myślałem, że zabije Jamesa na miejscu. Jak mógł unieść rękę na dziewczynę! Kiedyś nie był taki. Jak był z tobą szanował innych…
- Ludzie się zmieniają. – chciałam go pocieszyć. Spojrzał mi w oczy.
- Musisz teraz odpoczywać…
- Odpoczywałam przez trzynaście godzin!
- Proszę… – spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Pod dwoma warunkami…
- Tak?
- Po pierwsze – wyciągnęłam szyję, aby go pocałować. Ułatwił robotę i przybliżył się do mnie. Maszyna po raz kolejny wychwyciła przyspieszenie mojego serca. Chłopak z uśmiechem na twarzy oddalił swoje idealne usta od moich.
- W takim tempie nabawisz się palpitacji…
- Przeżyję.- Mruknęłam.
- No właśnie, marne szanse. – uśmiechnął się szeroko – A jaki ten drugi warunek?
- Opowiedz mi coś. – poprosiłam nieśmiało.
- Ale, co?
 Cokolwiek. Jakąś historię z dzieciństwa, bajkę, jak było w poprzedniej szkole… – przesunęłam się na łóżku, John położył się obok mnie i objął ramieniem. Położyłam głowę na jago torsie. Ścisnęłam jego rękę mocniej i zamknęłam oczy.
- Czekam… – szepnęłam. Chłopak zaśmiał się krótko i dźwięcznie, po czym zaczął mi opowiadać jak uczył się jeździć na motorze. 

1 komentarz:

  1. W końcu dodałaś *.*
    Moim zdanie za krótki :<
    Ale i tak jest fajny.

    OdpowiedzUsuń